Zapewne nie tylko na moim biurku piętrzy się zawstydzająco wysoki stosik książek, które od miesięcy czekają na przeczytanie. Tym bardziej przykro mi, że potencjalne rozwiązanie jednego z głównego problemów pierwszego świata (tak dużo książek, tak mało czasu) prawdopodobnie nie działa. A przynajmniej nie jest ono tak skuteczne, jak można by oczekiwać.
Nawet jeżeli nie uczęszczałeś na żaden kurs szybkiego czytania, to na pewno nie raz o takich słyszałeś. Co ciekawe, nie jest to żadna nowa moda, ponieważ pierwsza akademia Reading Dynamics powstała już w 1959 roku, z inicjatywy amerykańskiej nauczycielki, Evelyn Wood.
Kobieta twierdziła, że dzięki odpowiedniemu szkoleniu większość osób jest w stanie wielokrotnie zwiększyć tempo przyswajania tekstów – co bardzo ważne – przy jednoczesnym zachowaniu dokładności. Kluczem miało być chwytanie słów grupami i pozbycie się negatywnych nawyków, jak cofanie się w tekście (regresja) oraz czytanie na głos lub na poziomie myśli (subwokalizacja). Metody pani Wood zrobiły zawrotną karierę, zaś jej firma Reading Dynamics dorobiła się niemal dwustu placówek i licznych naśladowców.
Łatwo zrozumieć ten sukces. Przeciętny człowiek czyta w tempie 100 do 400 słów na minutę, zależnie od indywidualnych predyspozycji oraz skomplikowania treści. Zwiększenie tej prędkości o 50, 100 czy nawet kilkaset procent (co obiecują klientom różne szkoły) brzmi bardzo kusząco. Powiedziałbym że to supermoc na miarę epoki informacji!
Gdyby tylko działała…
Szybkie czytanie to pic?
Techniki szybkiego czytania demaskowano już nie raz i nie dwa. Pierwsze głośne badanie przeprowadził w 1983 roku psycholog Donald Homa z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie. Naukowiec postanowił zweryfikować rezultaty szkolenia w Speed Reading Academy, sprawdzając umiejętności dwóch wyjątkowo zdolnych absolwentów, którzy rzekomo pochłaniali teksty w tempie dochodzącym do 15 tysięcy (!) słów na minutę.
Żeby zilustrować o jakim wyczynie mówimy, posłużę się swoim egzemplarzem Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena. Trzy tomy powieści gromadzą łącznie 1600 stron, gdzie każda strona zawiera średnio po 250 słów. Ukończenie trylogii powinno zatem zająć zwykłemu śmiertelnikowi grubo ponad 30 godzin nieprzerwanego czytania. Superczytelnicy, jeśli im wierzyć, uporaliby się z tą samą lekturą… w pół godziny. (Zanim opuścisz chatkę Bilba, oni już będą w Rivendell!)
W ramach eksperymentu badani musieli zmierzyć się z podręcznikiem przeznaczonym dla studentów, wertując go trzykrotnie (trzy razy po sześć minut) i odpowiedzieć na pytania. Homa podzielił swój test na trzy części. Pierwszy mierzył zasięg percepcji dla krótko eksponowanych pojedynczych liter, drugi dotyczył identyfikacji słów w akapitach, zaś trzeci i najważniejszy sprawdzał zrozumienie treści. O ile w dwóch pierwszych elementach obaj badani wypadli obiecująco, o tyle ich znajomość tekstu okazała się mniej niż mierna.
Wyniki opublikowano na łamach Biuletynu Towarzystwa Psychonomicznego, nie pozostawiając na reklamowanych metodach suchej nitki: “Stwierdzono, że jedynym niezwykłym talentem, jaki wykazywali obaj szybko czytający, było niezwykłe tempo przewracania stron”.
Może absolwenci innych szkoleń radzą sobie lepiej?
Możemy przywołać znacznie świeższy i szerszy raport, który w 2016 roku trafił do czasopisma Psychology Science in the Public Interest. Praca stanowi znakomite podsumowanie kilkudziesięciu badań, analizujących najróżniejsze aspekty treningów szybkiego czytania. Trudno byłoby tu przytoczyć wszystko, ale postanowiłem wynotować przynajmniej kilka interesujących wniosków:
- Wewnętrzne testy szkół szybkiego czytania wydają się mało wiarygodne. Egzaminy wstępne są zwykle trudniejsze nić końcowe, aby stworzyć w uczniach wrażenie spektakularnego progresu. Zdarza się też, że kursanci odpowiadają wielokrotnie na te same pytania.
- Szybkość czytania częściowo odzwierciedla ograniczenia w szybkości, z jaką możemy mówić. Specjaliści w mówieniu, na przykład licytatorzy czy komentatorzy, potrafią utrzymać tempo pomiędzy 250 a 400 słów na minutę – co z grubsza pokrywa się ze średnim tempem czytania.
- Niektóre eksperymenty dowodzą, że kursanci szybkiego czytania mogą błyskawicznie pochłaniać pojedyncze zdania, jednak w żaden sposób nie przekłada się to na zrozumienie dłuższych tekstów.
- Co najmniej dwa badania potwierdziły, że uważność absolwentów kursów spadała o około 50%, kiedy tylko przestawiali się na tryb szybkiego czytania. Szybsze pochłanianie treści wyraźnie wiąże się ze słabszym rozumieniem i zapamiętywaniem.
- Badania ruchów oczu podczas normalnego czytania pokazują, że zazwyczaj robimy krótką przerwę na końcu zdania. Okazuje się, że to ważna przerwa – bez niej skuteczność rozumienia treści spada.
- Kiedy trzem grupom uczestników podano teksty z Scientific American, kursanci szybkiego czytania nie byli w niczym lepsi od “skimmerów”, czyli osób wyłącznie przeglądających tekst.
- Regresywne ruchy oczu (czyli cofanie się w tekście), nie tylko nie jest problemem, ale istotnie wspomaga rozumienie treści. Prędkość czytania jest ograniczona raczej przez naszą zdolność do skupiania się na słowach, a nie przez zachowanie gałek ocznych.
- Badania podważają też twierdzenie, że używanie “mowy wewnętrznej” w podczas czytania jest złym nawykiem. Istnieją dowody na to, że subwokalizacja odgrywa ważną rolę w identyfikacji i rozumieniu słów Próby jej wyeliminowania skutkują zaburzeniami w rozumieniu tekstów, zwłaszcza tych bardziej złożonych.
Ogólna konkluzja brzmi następująco: “nie ma dowodów na to, że programy szkoleniowe pozwalają ludziom radykalnie zwiększyć tempo czytania przy jednoczesnym zachowaniu doskonałego zrozumienia treści”. Nie może być inaczej, ponieważ kształtowane od ponad półwiecza techniki służące rzekomemu usprawnieniu proces czytania, w rzeczywistości kastrują go z jego kluczowych elementów. Bez nich, czytanie staje staje się tylko przeglądaniem.
Oczywiście, błyskawiczne wyławianie nagłówków i kluczowych informacji ze ścian tekstu, również może być cenną zdolnością. Tyle tylko, że nie to nie do końca to samo, co oferują ulotki akademii szybkiego czytania.
Takie szybkie czytanie rzeczywiście nadaje się jedynie do przeglądania wiadomości w internecie. Najczęściej wystarczy przelecieć wszystkie nagłówki i przeczytać pierwsze zdanie umieszczone pod nimi i to całkowicie wystarczy. Reszta tekstu to wielokrotne powtarzanie tego samego.
Na wartościową literaturę trzeba mieć czas, żeby ją posmakować, podelektować się tekstem, pozwolić popłynąć trochę wyobraźni. Trzeba czytać z uwagą, na spokojnie i ze zrozumieniem. Myślę, że taka sztuka czytania jest o wiele bardziej wartościowa, niż bieganie po tekście z zadyszką na końcu.
Zawsze byłem sceptycznie nastawiony do technik szybkiego czytania, ale brakowało mi konkretnych dowodów naukowych, które mogłyby to potwierdzić. Badanie Donalda Homa wyraźnie pokazuje, że umiejętność szybkiego czytania, przynajmniej w tak ekstremalnej formie, jaką reklamują niektóre szkoły, jest raczej mitem niż rzeczywistością. Najważniejsze w czytaniu jest zrozumienie i przyswajanie treści, a nie sama prędkość. Zastanawia mnie, jak inne metody szybkiego czytania (bo z tego co wiem są też inne) wypadłyby w podobnych testach. Czy faktycznie istnieją techniki, które pozwalają jednocześnie szybko czytać i dobrze rozumieć tekst? Może ktoś zna bardziej aktualne badania na ten temat?
Ciekawe opracowanie tematu. Swoją drogą bardzo sympatyczne ilustracje, rozbawiły mnie. A co do samego czytania, sporo czasu poświęciłem na kursy i szczerze zupełnie inaczej czyta się beletrystykę czy literaturę fachową. Nie loczylbym, że po kursie szybkiego czytania będzie się szybciej uczyć na studiach. Moim zdaniem jednak pewne techniki mają potencjał. U mnie sporo zmieniło ćwiczenie pola widzenia peryferyjnego. W prostszych książkach, np. przygodowych lub popularnonaukowych, jestem w stanie czytać jakby 3–4 słowa na raz. Ale wiadomo, pytanie jak wtedy z zapamiętywaniem, no i to tylko “dowód anegdotyczny”, zresztą może mi się wydawać. Choć jeśli ktoś chciałby spróbować jakiejś techniki i zobaczyć na własnej skórze czy zadziała, można przetestować to. Dzięki za artykuł, ciekawie się czytało 🙂
Ten artykuł byłby przydatny w 2000 roku kiedy tacy ludzie od szybkiego czytania oszukali mnie na 3000 zl