Trzeci odcinek pol­skie­go mini­se­ria­lu Wielka woda, wieńczy scena rodem z thril­le­ra. Naj­pierw dosta­je­my nocne zdjęcia z wro­cław­skie­go ogrodu zoo­lo­gicz­ne­go, gdzie zwie­rzę­ta z nie­po­ko­jem reagują na zbli­ża­ją­cą się klęskę żywio­ło­wą. Po chwili widzimy krzą­ta­ni­nę pra­cow­ni­ków i – w kul­mi­na­cyj­nym momen­cie – sły­szy­my z ust jednego z nich, że “Wally zniknął”. Twórcy daro­wa­li sobie nie­do­po­wie­dze­nia i już po chwili zrobili zbli­że­nie na wzbie­ra­ją­cą toń wody, z której wyłania się syl­wet­ka ucie­ki­nie­ra, w postaci dorod­ne­go krokodyla.

W zalanym Wrocławiu grasował krokodyl?

Nie będzie­my trzymać was w nie­pew­no­ści: podczas powodzi tysiąc­le­cia nie doszło do uciecz­ki kro­ko­dy­la, ani żadnego innego poten­cjal­nie nie­bez­piecz­ne­go gatunku. Prawdą jest nato­miast, że latem 1997 roku naj­więk­sze i naj­star­sze polskie zoo zna­la­zło się w poważ­nych opałach.

Kiedy stało się jasne, że Odra wyleje i narazi również tysiące zwie­rząt, zaczęła się “bitwa” o zoo. Brali w niej udział nie tylko pra­cow­ni­cy ogrodu, ale także ochot­ni­cy z Bisku­pi­na, Dąbia, Bar­to­szo­wic, Sępolna i innych oko­licz­nych osiedli. Łącznie nawet 10 tysięcy par rąk napeł­nia­ją­cych i ukła­da­ją­cych worki z pia­skiem. Miesz­kań­cy wie­dzie­li, że jeżeli wały puszczą, woda naj­pierw zde­wa­stu­je zoo, a zaraz później dotrze do ich domów. Do histo­rii prze­szły słowa ks. Sta­ni­sła­wa Golca, pro­bosz­cza Kościo­ła Matki Bożej Pocie­sze­nia: “Pomo­dlić możemy się kiedy indziej, teraz bierz­cie łopaty, gumowe buty i idźcie ratować zoo”.

Powódź 1997 Wrocław zoo
Powódź 1997 okazała się dla Wro­cła­wia praw­dzi­wym kata­kli­zmem. Zoo (ozna­czo­ne żółtym pro­sto­ką­tem) było szcze­gól­nie zagro­żo­ne, z uwagi poło­że­nia tuż przy rzece.

Rów­no­cze­śnie trwała akcja ratun­ko­wa. Część zwie­rząt wywie­zio­no z miasta, więk­szość prze­no­szo­no do wyżej poło­żo­nych części zoo oraz nale­żą­cych do niego budyn­ków. O zabez­pie­cze­niu wszyst­kich nie było jednak mowy. Trzeba pamię­tać, że ewa­ku­acja pole­ga­ła często na usy­pia­niu i łado­wa­niu do spe­cjal­nych skrzyń oraz cię­ża­ró­wek stwo­rzeń ważą­cych setki kilo­gra­mów, a więk­szość pracy była wyko­ny­wa­na cał­ko­wi­cie ręcznie!

Czy zoo udało się uratować?

Nad­ludz­ki wysiłek osta­tecz­nie został nagro­dzo­ny, a bitwa wygrana. Co prawda, worki nie były cał­ko­wi­cie szczel­ne i nie­któ­re wybiegi uległy pod­to­pie­niu, ale rzeka na tym odcinku utrzy­ma­ła się w korycie. Naj­praw­do­po­dob­niej w czasie powodzi tysiąc­le­cia zginęła tylko jedna loka­tor­ka wro­cław­skie­go zoo: samica zebry sawan­no­wej. Na dodatek nie była ona ofiarą uto­nię­cia. Zwierzę zraniło się ude­rza­jąc o ogro­dze­nie, spło­szo­ne podczas jednego z wielu w tamtym okresie niskich prze­lo­tów śmigłowca.

Powódź 1997 we wrocławskim zoo
Podczas powodzi w 1997 roku czę­ścio­wo zalany został m.in. wybieg dla szympansów.

Znacz­nie gorzej klęskę żywio­ło­wą zniósł ogród zoo­lo­gicz­ny w Opolu. Jak wspo­mi­na Mariusz Wło­dar­czyk, według pier­wot­nych ostrze­żeń woda miała sięgać naj­wy­żej do kolan. Jak wiadomo, rze­czy­wi­stość okazała się znacz­nie bru­tal­niej­sza. Więk­szość nie­ewa­ku­owa­nych pod­opiecz­nych zginęła: jeśli nie wskutek uto­pie­nia, to przez ude­rze­nie fali. Taki los spotkał m.in. hipo­po­ta­my, które mimo ogrom­nej siły zostały porwane przez nurt rzeki i rozbite o ściany budynków.

Jednak żaden stwór nie wykorzystał tego chaosu do ucieczki?

W despe­ra­cji rze­czy­wi­ście zda­rza­ło się, że nie­któ­re klatki były otwie­ra­ne, aby dać zwie­rzę­tom jaką­kol­wiek szansę prze­trwa­nia. Nie doty­czy­ło to nato­miast żadnych gatun­ków dra­pież­nych, które były wywo­żo­ne lub zabez­pie­cza­ne w pierw­szej kolej­no­ści. Histo­ria kro­ko­dy­la Wal­ly­’e­go jest więc jednym z fik­cyj­nych motywów wple­cio­nych w fabułę Wiel­kiej wody, praw­do­po­dob­nie dla pod­krę­ce­nia dramaturgii.

Spoiler: Dziwić może jedynie, że skoro reżyser Jan Holo­ubek zde­cy­do­wał się już na dodanie zmy­ślo­ne­go wątku groź­ne­go gada, nie wpłynął on w żaden sposób na rozwój przed­sta­wio­nych wyda­rzeń. Wygląda na to, że twórcy mieli w głowach jakiś szerszy pomysł, z którego osta­tecz­nie zre­zy­gno­wa­li, a w serialu ostała się ładnie zre­ali­zo­wa­na, ale nie­wie­le wno­szą­ca scena.

Kategorie: