Przyznaję, czasem w swoim kulinarnym lenistwie, nie przestrzegam wszystkich reguł sanitarnych. Co gorsza, o niektórych nawet nie miałem pojęcia. Przykładowo, dopiero niedawno przeczytałem o tym, że pozostawianie resztek ryżu i spożywanie następnego dnia odgrzewanej porcji, może zakończyć się wielogodzinnym, wyjątkowo nieprzyjemnym tańcem w wykonaniu jelit. Okazało się, że od lat żyję na krawędzi!
Ale jak to? Przecież przegotowany ryż powinien być jałowy.
Też tak sądziłem Internecie. Winowajcą jest Bacillus cereus – pospolita pałeczkowata bakteria, znana w naszym kraju również jako laseczka woskowa. Ten niewidzialny chuligan żyje w glebie, uwielbiając towarzystwo różnych roślin strączkowych i zbóż, na czele z wszelkimi odmianami ryżu.
Oczywiście w ziemi i na roślinach bytuje również mnóstwo innych drobnoustrojów, ale jak na złość, akurat B. cereus należy do organizmów przetrwalnikowych.
Potrafi więc przejść w stan uśpienia i przeżyć kąpiel we wrzącej wodzie, cierpliwie czekając na uaktywnienie. Kiedy ryż osiągnie temperaturę pokojową, bakteria zaczyna hulać pomnażając swoją populację w ciągu następnych godzin.
Te Bacillusy są dla nas groźne?
Nie, sama bakteria jest dla ludzkiego organizmu neutralna. Szkodliwe są natomiast produkty jej metabolizmu, które w większej ilości stają się toksyczne. I to jest najgorsze! Gdyby chodziło o same drobnoustroje, moglibyśmy liczyć na to, że powtórna obróbka termiczna załatwi sprawę. Tak jednak nie będzie, ponieważ nawet jeżeli odgrzewanie ryżu unieszkodliwi same bakterie, to przecież nie usunie już powstałych toksyn.
Przekonali się o tym amerykańscy koneserzy taniej chińszczyzny w latach 70. ubiegłego stulecia. Właściciele małych knajpek często wykorzystywali resztki ryżu na drugi dzień, wierząc, że smażenie na patelni wystarczająco go wyjałowi. Nie wiedzieli o tym, że potrawy wciąż zawierały toksyny, a klientów o bardziej wrażliwych żołądkach czeka nieprzyjemna niespodzianka. Dopiero kiedy amerykański odpowiednik sanepidu zidentyfikował właściwą przyczynę epidemii, liczba zatruć pokarmowych drastycznie zmalała.
Czyli niezjedzony ryż mam od razu wyrzucać? Toż to marnotrawstwo jedzenia!
Nie musisz być od razu taki drastyczny. Należy jednak wystrzegać się sytuacji, w których zostawiamy gar ryżu do wystygnięcia i dopiero po wielu godzinach, jak nam się przypomni wieczorem, chowamy go do lodówki. Patrząc od strony biologicznej, powinieneś możliwie skrócić czas przebywania jedzenia w temperaturze pomiędzy 5 a 60 stopni Celsjusza. Oznacza to, że resztki powinny natychmiast po ostygnięciu trafić do lodówki, tak żeby mikroby nie zdążyły się przebudzić i zapaskudzić pożywienia. Nie da to może naszym jelitom stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa, ale powinno nieco zmniejszyć ryżyko zatrucia.
Aha, jeśli już Bacillus cereus osiągnie swój cel i zagna cię do toalety – nie panikuj. Przeciętny człowiek dochodzi do siebie po kilku, maksymalnie kilkunastu godzinach. Tylko nie próbuj sobie pomagać antybiotykami. To be sensu, bo jak już ustaliliśmy problemu nie stanowią same bakterie, lecz ich toksyny. Te po prostu trzeba wydalić.
Jakby co, pij dużo wody.
A TAK W OGÓLE TO… B. cereus raczej nie zabija, ale zdarzają się wyjątki. Głośny stał się przypadek 20-latka z Belgii, który doznał zakażenia po spożyciu pięciodniowego spaghetti z sosem pomidorowym (tak, był studentem). Po pół godziny pojawiły się bóle głowy, a w nocy ostra biegunka na zmianę z wymiotami. Nazajutrz chłopak został znaleziony martwy. W jego organizmie odnotowano duże stężenie toksyn, które m.in. doprowadziły do niewydolności wątroby.
Całe życie myślałem, że wczorajszy ryż to idealne śniadanie na kaca. Teraz się okazuje, że to raczej sposób na dodatkowy bonus w postaci sraczki.