Rokrocznie, gdzieś w połowie sierpnia, Ziemia zostaje obrzucona kamieniami. No dobra, może nie tyle kamieniami co paromilimetrowymi okruszkami, nazywanymi przez astronomów meteoroidami. Mimo skromnych rozmiarów dają niezły pokaz, ponieważ wpadają w atmosferę z prędkościami przekraczającymi 30 km/s (trzydzieści razy szybciej od pocisku karabinu snajperskiego!) nagrzewając się do 1600 stopni i pozostawiając za sobą długie świetliste ślady. W ten sposób maleńki kamyczek na moment przed swoim wyparowaniem zmienia się w widowiskowy meteor.
To przypomina nam, że próżnia kosmiczna nie jest bynajmniej absolutną pustką. W przestrzeni między gwiazdami, planetami i księżycami krąży sporo gruzu, a jego odłamki ściągane siłą grawitacji nieustannie spadają na większe ciała. Każdego roku tylko w ziemskiej atmosferze spala się aż 5 tysięcy ton materiału skalnego!
W większości ma on postać pyłu, który znika niemal bez śladu, ale niektóre ziarenka okazują się na tyle dorodne, żeby spłonąć w sposób widoczny gołym okiem.
Ale skąd biorą się regularne i tak obfite deszcze meteorów?
Pojedynczą spadającą gwiazdę (użyję tego infantylnego sformułowania tylko raz), przy odrobinie szczęścia możesz zobaczyć w dowolny wieczór. Są jednak okresy, kiedy meteoroidy odwiedzają naszą planetę masowo, jako rój lub, jak ładnie to określiłeś, deszcz meteorów. Do najsławniejszych rojów należą Perseidy oraz Leonidy, powracające cyklicznie.
Źródłem takich zjawisk są obszary przestrzeni kosmicznej, gdzie występuje nieco większe zagęszczenie okruchów skalnych. Można je przyrównać do wąskich pasów lub strumieni, które przecinają się z orbitą naszej planety. Za każdym razem, kiedy Ziemia podczas swojej wędrówki dookoła Słońca przekracza przez taki strumień, naraża się na wzmożony ostrzał meteoroidów.
Deszcz meteorów może mieć przy tym bardzo zróżnicowaną intensywność – od mżawki do niemal gradobicia – zależnie od tego, na jak gęsty fragment strumienia trafimy danego roku.
Kto porozstawiał w przestrzeni te “strumienie” meteoroidów?
Są to po prostu resztki materii rozsypane przez jeszcze istniejącą lub już rozpadłą kometę. Wiemy o tym od dzięki Giovaniemu Schiaprelliemu, który drugiej połowie XIX wieku przyjrzał się bliżej deszczom Perseidów oraz Leonidów. Włoski astronom orzekł, że roje mogą mieć związek z aktywnością dwóch odkrytych w jego czasach obiektów: komety Swifta-Tuttle’a oraz komety Tempela-Tuttle’a. Trasy obu ciał przecinają się z orbitą Ziemi, a strumienie meteoroidów to nic innego, aniżeli “włosy”, które wypadły z ich warkoczy.
Istnieje jednak ciekawy nie-kometarny wyjątek. Kiedy naukowcy zaczęli analizować rój Geminidów, spostrzegli, że ich meteory mają odmienną charakterystykę, co dało się wytłumaczyć większą gęstością meteoroidów. Dopiero w 1983 roku działający w podczerwieni satelita IRAS odkrył, że ten konkretny strumień nie ma związku z żadną kometą, lecz pokrywa się z orbitą kruszejącej planetoidy (3200) Phaethon.
Perseidy, Leonidy, Geminidy… Mamy jeszcze jakieś inne “idy”?
Mamy i to sporo! Sklasyfikowaliśmy do dzisiaj ponad sto różnych rojów meteorów. Ich nazwy pochodzą od konstelacji na niebie, w których znajduje się punkt wyjściowy (po astronomicznemu: radiant) roju. Zgodnie z tą regułą deszcz Perseidów ma swoje źródło w gwiazdozbiorze Perseusza, Leonidy w gwiazdozbiorze Lwa, Andromedydy w Andromedzie i tak dalej. (Czasami sprawę komplikuje łacina, bo np. radiant Arietydów leży w konstelacji Byka, czyli Aries, a Geminidów w Bliźniętach – Gemini).
Nazwa | Szczyt | Częstotliwość na godzinę | Kometa macierzysta |
Geminidy | 14 XII | 100–120 | Planetoida (3200) Phaethon |
Perseidy | 12 VIII | 60–100 | Swift-Tuttle |
Orionidy | 21 X | 20–70 | Halley |
Lirydy | 22 IV | 15–30 | Thatcher |
Leonidy | 17 XI | 10–400 | Tempel-Tuttle |
Drakonidy | 9 X | 10–20 | Giacobini-Zinner |
Ursydy | 22 XII | 10–20 | Tuttle |
Oczywiście Perseidy nieprzypadkowo cieszą się największą popularnością wśród amatorów astronomii. Są regularne, całkiem obfite (średnio jedno zdarzenie na minutę), dobrze widoczne z naszego kraju, no i można ich wypatrywać w przyjemnych okolicznościach w ciepły letni wieczór (w odróżnieniu od grudniowych Geminidów). Z drugiej strony, najbardziej spektakularne ulewy meteorów przynosiły nam nie Perseidy lecz Leonidy. Mają one jednak pewną wadę: chociaż wracają co listopad, to pełnię swojej mocy pokazują jedynie co 33 lata – zaraz po przelocie ich komety macierzystej. W zwykły rok ten rój wypada dość blado na tle bardziej przewidywalnych Perseidów.
Mamy też kilka rojów dziennych. Tych jednak nie możesz podziwiać, o ile nie posiadasz prywatnego radioteleskopu.
No dobra, to jeszcze na koniec podpowiedz kiedy i gdzie mogę zobaczyć ten deszcz Perseidów?
Jak już wspomniałem, szczyt aktywności Perseidów przypada zwykle na 12–13 sierpnia. Najlepiej udać się na nocny spacer i zwrócić swój wzrok na północny wschód, ku konstelacji Perseusza. Jeśli ci to pomoże, powyżej znajduje się nieco jaśniejszy gwiazdozbiór Kasjopei… No dobra, masz tu graficzną ściągawkę:
A TAK W OGÓLE TO… Skoro kometa macierzysta Perseidów kursuje po orbicie przecinającej orbitę Ziemi, masz prawo zapytać, czy nie grozi nam kolizja? Wiemy na pewno, że kiedy kometa Swifta-Tuttle’a następnym razem odwiedzi centrum Układu Słonecznego w 2126 roku, nic nam nie grozi (kto wie, może ktoś z czytających dożyje tego momentu?). Z kolei kolejne przeloty w najbliższym tysiącleciu również nie powinny stanowić problemu, a symulacje wskazują, że ryzyko impaktu nie przekracza 0,000002%. Dobrze, bo mowa o obiekcie masywniejszym i szybszym od meteorytu, który wykończył dinozaury.