Ankieta przeprowadzona niedawno w dziesięciu krajach przez jednego z dużych producentów odkurzaczy, wykazała, że choć większość ludzi zdaje sobie sprawę, z ogólnej szkodliwości nadmiaru kurzu w swoim otoczeniu, to jednak mało kto zastanawia się nad jego składem. Przykładowo, jedynie 5% badanych rozumie, że powszechnym towarzyszem kurzu domowego są roztocza i inne mikroskopijne stworzonka.
Jak pewnie już przeczuwacie, ten tekst nie będzie należał do najsmaczniejszych.
Zacznijmy od tego, że sporą część otaczającego nas kurzu produkujemy sami. Raczej nie jest to 80%, jak podawały niektóre starsze publikacje, ale nadal wydaje się, że przynajmniej 1/3 nalotu, jaki zbiera się na podłodze i meblach, to martwa tkanka. Przede wszystkim pod postacią płatków złuszczonego naskórka.
Tylko w trakcie lektury tego niedługiego artykułu zgubisz drogi czytelniku około 30 tysięcy komórek skóry; w ciągu godziny ponad półtora miliona, zaś przez cały rok nawet kilkanaście miliardów. Przekłada się to na roczną produkcję 1–4 kilogramów organicznej materii, którą każdy z domowników rozrzuca wszędzie wokół siebie. Oczywiście część z niej spływa wraz z wodą podczas kąpieli, ale tysiące wysuszonych fragmentów naskórka stale fruwa w powietrzu, osiadając na wszelkich dostępnych powierzchniach oraz docierając do naszych płuc.
Ale to tylko część odpowiedzi na pytanie skąd się bierze kurz. Równie duży, może nawet jeszcze większy składnik domowych zanieczyszczeń stanowią drobiny wpuszczone z dworu (lub z pola – nie chcemy żeby ktoś poczuł się dyskryminowany). Chodzi o zarówno o “piach” naniesiony na podeszwach butów, jak również o pyłki roślinne wpadające do pomieszczeń przez każde uchylone okno. No i są jeszcze owady. Niekomfortowa prawda jest taka, że namolne muszki owocówki nie znikają w magiczny sposób po uprzątnięciu kuchni, lecz giną gdzieś w kącie i rozkładają się w pył.
Jednak ludzki naskórek i resztki owadów, choć może są trochę obleśne, same w sobie nie stanowią dla nas poważnego kłopotu. Właściwym problemem są pożywiające się nimi organizmy, zwłaszcza różnorodne gatunki grzybów i roztoczy. Szczególnie aktywny pod naszą szerokością geograficzną pozostaje skórożarłoczek skryty. Nie dajcie się zwieść tej uroczej nazwie: odchody pozostawiane przez tego miniaturowego pajęczaka, należą do głównych przyczyn astmy oskrzelowej. Tymczasem przeciętny materac zamieszkuje często milion takich żyjątek. (Słodkich snów!)
Znak czasów stanowi również obecność w kurzu cząstek mikroplastiku i metali ciężkich. Oczywiście mówimy tu o ilościach śladowych procentowo, ale wciąż nieobojętnych dla zdrowia.
Sprawie przyjrzeli się australijscy naukowcy, którzy w ramach projektu 360 Dust Analysis, przebadali 2235 próbek kurzu pochodzących z 35 krajów. Zauważyli, że potencjalnie groźne zanieczyszczenia mają głównie charakter lokalny i prawdopodobnie muszą zależeć od bliskości przemysłu, kopalni lub składowisk odpadów; a w niektórych przypadkach od stosowanych materiałów budowlanych i farb. W ten sposób, w poszczególnych próbkach dość powszechnie trafiano na podwyższone stężenia ołowiu, arsenu, chromu oraz niklu.
Niestety projekt ominął Polskę, ale mało prawdopodobne, aby nasz kurz był całkowicie wolny od tego rodzaju paskudztw.
POCZĄTKI ODKURZANIA… Naprawdę powinniśmy doceniać nasze małe, poręczne odkurzacze. Kiedy w 1901 roku inżynier Hubert Cecil Booth zaprezentował Brytyjczykom pierwszy model “czyściciela próżniowego”, musiał go ciągnąć koniem. Urządzenie o rozmiarach wozu podjeżdżało pod kolejne budynki, tak aby zainteresowani mieszkańcy, mogli skorzystać długiej ssącej rury, wprowadzanej przez okno.