Jeżeli byłeś czytelniku kiedykolwiek na plaży, na pewno pamiętasz uczucie towarzyszące przy spacerowaniu po wilgotnym piasku. Mechanika tak zwanych ruchomych piasków prezentuje się dość podobnie, choć na większą (czy może raczej głębszą) i potencjalnie bardziej niebezpieczną skalę.
Czym w ogóle są te całe ruchome piaski?
Kurzawka, czy też ruchome piaski to nic innego, aniżeli warstwa ziarnistego osadu (piachu, mułu) położonego na podmokłym obszarze – co wyraźnie zmniejsza nośność pozornie stabilnego terenu. Woda wdziera się między drobiny zwiększając przestrzeń między nimi i ułatwiając ich ruch względem siebie. Taka nawierzchnia nie jest w stanie utrzymać na sobie większego ciężaru, który po prostu zacznie się w niej zapadać.
Takie obszary są naprawdę niebezpieczne?
Przede wszystkim są one bardzo zwodnicze. Od strony fizycznej nasycony wodą osad wykazuje cechy płynu nienewtonowskiego. Jego właściwości potrafią więc ulegać kompletnej zmianie w zależności od naprężenia, czasem przypominając gęstą ciecz, a czasem coś bliższego ciału stałemu.
Jeśli ugrzęźniesz w ruchomych piaskach i zaczniesz się szamotać, zawzięte próby oswobodzenia mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Ruchy ofiary ułatwiają wilgoci wchodzenie między ziarna, co prowadzi co dalszego upłynniania materiału oraz drastycznego zwiększenia jego lepkości. W efekcie ciało zapada się jeszcze szybciej. Jednocześnie przy próbie zbyt gwałtownego wyciągnięcia nogi lub ręki ruchome piaski stawią opór, ponieważ wzajemne tarcie ziaren wywoła wrażenie usztywnienia materii.
To jak wyjść z takich opałów?
Teoretycznie przebywając na takim terenie najlepiej położyć się na plecach, aby możliwie równomiernie rozłożyć ciężar swojego ciała (postępowanie podobne, jak na kruchym lodzie). Jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić. Ruchome piaski często pozostają przykryte wodą, więc próba zmiany pozycji na bardziej płaską może w ogóle nie wchodzić w grę. Nie pomogą nam również umiejętności pływackie, bo przecież każdy szybszy ruch kończyny tylko pogorszy sytuację. Największe szanse na przeżycie daje zewnętrzna pomoc kogoś, kto rzuci nieszczęśnikowi linę. W wyjątkowo beznadziejnych przypadkach do gry muszą wkroczyć służby ratunkowe, które załatwiają sprawę poprzez wpompowanie do ośrodka większej ilości wody – dla rozluźnienia osadu.
Ale głowa do góry. Wbrew pozorom niełatwo znaleźć gdzieś ruchome piaski, które byłyby w stanie w filmowym stylu pochłonąć ofiarę w całości. Gęstość rozwodnionych osadów często przekracza 2kg/litr, a zatem jest sporo większa od średniej gęstości ludzkiego ciała. W takiej kurzawce nadal możemy ugrzęznąć, ale nie zostaniemy “wessani” głębiej niż po pas.
Oczywiście daje to o wiele więcej czasu na ratunek, ale jednocześnie takie utknięcie na jakimś pustkowiu niesie też perspektywę wyjątkowo paskudnego zgonu z powodu pragnienia, głodu i hipotermii.
Tak czy inaczej, ruchome piaski to nie plac zabaw.
A TAK W OGÓLE TO… Żeby natknąć się na podobną pułapkę, wcale nie trzeba zwiedzać pustyń, bagien czy dżungli. Upiorny przykład stanowią wypadki rolników, którzy mieli pecha wpaść do silosu ze zbożem. Nawet przy braku wilgoci ziarna zboża okazują się niezwykle śmiercionośne, mogąc swoją masą błyskawicznie unieruchomić kończyny człowieka, a nawet uniemożliwić mu oddychanie przez ściśnięcie klatki piersiowej. I owszem, było parę przypadków tak paskudnych zgonów.
Fajnie opisane.
To tak jak w innych tego rodzaju naturalnie niebezpiecznych miejscach: największym niebezpieczeństwem nie jest wcale sama ‘pożerająca’ natura ruchomych piasków, ale raczej panika i nieodpowiednie reakcje osoby utykającej. Wszystko sprowadza się do fizyki, ale muszę przyznać, że nie myślałem o wspomnianej kwestii gęstości. Ale faktyzcnie patrząc od tej strony trzeba postarać żeby w ruchomych piaskach po prostu utonąć.