Ziemię dzieli od Słońca średnio 150 milionów kilometrów, od drugiej najbliższej gwiazdy (Proximy Centauri) już 40 bilionów kilometrów, a od Galaktyki Andromedy jakieś 24 miliony bilionów kilometrów. To naprawdę duże i nieporęczne liczby, więc nic dziwnego, że astronomowie wolą posługiwać się znacznie wygodniejszymi jednostkami w rodzaju parseków lub popularniejszych lat świetlnych. Znacznie bardziej frapujące jest jednak pytanie, skąd wiadomo, że odległości w kosmosie są aż tak niewiarygodnie potężne?
Troszkę geometrii
Od dawna wiemy, że obce gwiazdy leżą daleko stąd, ale jeszcze na początku XIX wieku nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, o jakiej skali mówimy. Przełom nastąpił, kiedy kilku uczonych niezależnie od siebie wpadło na pomysł, żeby wykorzystać paralaksę, czyli różnicę w wyglądzie jakiegoś obiektu, kiedy ten jest obserwowany z różnych miejsc. Im większa będzie odległość tych miejsc, tym wyraźniejsze różnice i dokładniejszy pomiar odległości. Co do zasady to bardzo prosta metoda, wykorzystywana już wcześniej w dalmierzach spotykanych m.in. w marynarce, fotografii, topografii czy wojskowości.
Użytkownicy klasycznych dalmierzów oglądali cel przez dwa różne okienka, a następnie, znając odległość między tymi okienkami (długość bazy), kąt między kierunkami patrzenia i zasady trygonometrii, wyliczali dystans. Ponieważ dwa punkty widzenia oraz wypatrywany obiekt układają się w trójkąt, metoda ta jest czasem nazywana triangulacją.
Jednak skuteczna triangulacja ma swoje wymagania. Mianowicie, im dalej położony jest interesujący nas obiekt, tym większej potrzebujemy długości bazy. A ponieważ mówimy o astronomii i obcych gwiazdach, to i odległość między dwoma punktami widzenia (“okienkami”) musi być kosmiczna. Sprytni uczeni zauważyli, że można to osiągnąć nawet bez ruszania się z miejsca, bo przecież przemieszcza się… sama Ziemia. Wystarczy więc wykonać drugi pomiar pół roku po pierwszym, kiedy nasza planeta znajdzie się po przeciwnej stronie Słońca. W tym systemie długość bazy równa się średnicy ziemskiej orbity, czyli około 300 milionom kilometrów. Oczywiście nawet tak długa (z ludzkiego punktu widzenia) baza jest niczym w porównaniu do przestrzeni międzygwiezdnej, ale to wystarczyło, żeby zorientować się, że świetliste kropki na nocnym niebie muszą leżeć całe lata świetlne od Ziemi.
A TAK W OGÓLE TO… Też korzystasz ze zjawiska paralaksy, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ewolucja premiowała posiadanie pary oczu, ponieważ pozwala to nam (i większości zwierząt) oglądać obiekt z dwóch punktów, a to ułatwia wyczucie dzielącego nas dystansu. Rzecz jasna rozstaw oczu (długość bazy) pozostaje niewielki, więc mamy skłonność do mimowolnego poruszania głową, próbując w razie potrzeby zebrać dodatkowe informacje.
Świeca standardowe
Niestety, z tych samych przyczyn triangulacja mocno traci na precyzji przy dystansach wyższych 100 lat świetlnych, więc nadaje się jedynie do mierzenia naszego skrawka Drogi Mlecznej. Dla badań odleglejszych regionów astronomowie posługują się inną metodą, wynalezioną już w XX wieku.
Zaczęło się od Henrietty Swan Leavitt – córki pastora, która była jedną z pierwszych kobiet zaangażowanych w pracę obserwatorium należącego do Uniwersytetu Harvarda. Amerykanka zajmowała się fenomenem olbrzymich gwiazd zmiennych, nazywanych obecnie cefeidami. Na potrzeby swojej pracy przyglądała się wahaniom jasności gwiazd należących do Małego Obłoku Magellana, czyli nieregularnej galaktyki karłowatej towarzyszącej Drodze Mlecznej.
Po kilku latach konsekwentnego dokonywania pomiarów, panna Leavitt dostrzegła coś interesującego. Jasność 25 obiektów rosła i malała w zadziwiająco regularnych odstępach czasu, a czym mocniej świeciła gwiazda, tym dłuższe były te odstępy. Astronomka ukuła na tej podstawie następujący wniosek: wszystkie te gwiazdy zmienne znajdują się w podobnej odległości od Ziemi (wszystkie leżą w Małym Obłoku Magellana), a okresy zmienności mają związek z rzeczywistą jasnością, zaś ta jasność wynika z masy i gęstości samej gwiazdy.
Co to ma wspólnego z mierzeniem czegokolwiek? Jeżeli wyjdziemy na nocny spacer oświetloną ulicą, zauważymy, że latarnie leżące w oddali będą wydawać się ciemniejsze. To tak zwana jasność pozorna, malejąca wraz z kwadratem odległości. Jeżeli więc poznamy prawdziwą moc żarówki (jasność absolutną), to porównując ją z jasnością pozorną, będziemy mogli wyznaczyć odległość od źródła światła! A dzięki odkryciu Henrietty Leavitt naukowcy potrafią określić jasność absolutną cefeidy – na podstawie okresu jej pulsacji – więc w podobny sposób mogą poznać jej położenie. A skoro wiemy jak daleko znajduje się cefeida, to automatycznie poznajemy dystans dzielący nas od gromady lub galaktyki, z której do nas “mruga”.
Świece (nie)standardowe
Gwiazdy zmienne zaczęły być traktowane jako rodzaj kosmicznych punktów orientacyjnych, nazywanych przez astronomów świecami standardowymi. Metoda ta sprawdza się na przestrzeniach sięgających 15 milionów lat świetlnych, a więc znacznie większych od triangulacji. Gwiazdy zmienne dały nam całkiem dokładne dane o rozmieszczeniu kilkudziesięciu galaktyk wchodzących w skład naszej Grupy Lokalnej.
Jednak żeby badać jeszcze odleglejsze struktury, potrzebujemy mocniejszych świec standardowych niż pojedyncza cefeida. Taką rolę pełnią gromady kuliste – sferyczne skupiska gwiazd, znajdujące się często na rubieżach galaktyk. Dzięki wykorzystaniu znanych nam już metod, uczeni zbadali pobliskie gromady i ustalili, że ich niektóre typy mają zwykle bardzo zbliżoną jasność. W ten sposób astronomia dostała nowe, większe świece standardowe, skuteczne na dystansach do około 100 milionów lat świetlnych.
Nieźle, ale to nie wystarczy, ponieważ gabaryty obserwowalnego wszechświata są znacznie, znacznie większe. Na tym etapie badacze mają do wyboru jeszcze dwa rodzaje świec standardowych. Pierwszy to całe galaktyki, a konkretniej galaktyki dominujące w swoich grupach. Te, jak się okazuje wykazują zwykle zbliżoną jasność – mniej więcej 10 razy większą od Drogi Mlecznej. Jest to jednak zawodna metoda, bo różnice, mimo wszystko istnieją i ostateczny wynik trzeba traktować jedynie, jako duże przybliżenie.
Drugą grupą super-jasnych świec standardowych są supernowe typu Ia. To charakterystyczne wybuchy spotykane wyłącznie w układach podwójnych, kiedy gęsty biały karzeł powoli podkrada materię od pobliskiej dużej gwiazdy, np. czerwonego olbrzyma. Co ważne dla obserwatorów, taka eksplozja następuje zawsze w tym samym momencie: kiedy masa białego karła przekroczy barierę 1,44 masy Słońca. Jak obliczył sto lat temu Subrahmanyana Chandrasekhar (od jego nazwiska pochodzi nazwa Teleskopu Kosmicznego Chandra), obiekt powyżej tej granicy traci stabilność i wybucha w związku z gwałtownymi reakcjami termojądrowymi.
Supernowe Ia są do siebie zawsze bardzo podobne i bardzo energetyczne, co czyni je doskonałymi kandydatkami na odległe świece standardowe. No, może niemal doskonałymi. Tego rodzaju eksplozje nie zdarzają się codziennie, co oznacza, że ich wyłapanie w konkretnej galaktyce wymaga sporo czasu i szczęścia. Nie zmienia to faktu, że to głównie dzięki nim znamy rozłożenie struktur w obrębie miliarda lat świetlnych od Ziemi z dokładnością do 5%.
Ciut większe odległości w kosmosie
Czy jest coś dalej? Oczywiście, jednak w skali dziesiątków miliardów lat świetlnych – jakie mierzy obserwowalny wszechświat – żadna świeca standardowa nie będzie dość jasna. Dlatego w przypadku najbardziej oddalonych obiektów (najczęściej galaktyk aktywnych, nazywanych kwazarami), uciekamy się do przesunięcia ku czerwieni i prawa Hubble’a-Lemaître’a.
To dwa pojęcia fizyczne bliskie sercu każdego kosmologa i związane z faktem nieustannego rozszerzania się wszechświata. Słynny amerykański astronom Edwin Hubble odkrył, że bardzo dalekie galaktyki uciekają od nas i od siebie nawzajem, a dowód tej ucieczki skrywa ich światło. Fala świetlna ma to do siebie, że zmienia swoją długość (a więc kolor) zależnie od ruchu jej źródła. Hubble wiedział, że jeżeli widmo obserwowanej galaktyki okaże się przesunięte ku barwie fioletowej – będzie to znak, że zbliża się ona ku Ziemi. Jeżeli jednak wystąpi przesunięcie w drugą stronę, ku czerwieni, to taka galaktyka musi uciekać. A czym większe przesunięcie, tym szybsza ucieczka.
Znając tę zasadę współcześni astronomowie poznali aktualne tempo ekspansji wszechświata (stała Hubble’a), jego przybliżone wymiary, jak również dystans jaki dzieli nas od najdalszych odkrytych kwazarów.
Ekstra. Dzięki!
Sporo literówek/błędów jak choćby: “ale to nie wystarczy, ponieważ obserwowalnego wszechświata są jeszcze większe.” — zdanie nie ma sensu.
Reszta ok, dotarłem tu z Kwantowa, jesteście już w Ulubionych 🙂
Rzeczywiście zabrakło słowa. Dzięki za wszelkie uwagi!