Jako gatunek ist­nie­je­my na tym świecie tylko krótką chwilę. (Tak, w tym tekście będę rzucał tru­izma­mi). Gdyby dzieje całego życia na Ziemi – od powsta­nia pierw­szej bak­te­rii do dziś – spro­wa­dzić do jednej doby, to Homo sapiens naro­dził­by się w Afryce jakieś 4 sekundy przed północą. Z kolei cała spisana histo­ria naszej cywi­li­za­cji trwa­ła­by w tej skali 0,14 sekundy. Mru­gnię­cie oka. Tyle wystar­czy­ło nam, żeby przejść od gli­nia­nych tabli­czek do Chata GPT.

Ale możemy też wywró­cić powyż­sze rozu­mo­wa­nie do góry nogami. Co jeżeli cała dotych­cza­so­wa histo­ria – ze wszyst­ki­mi impe­ria­mi, reli­gia­mi, ideami i wyna­laz­ka­mi – to zale­d­wie nie­śmia­ły począ­tek naszej przygody?

Załóż przez chwilę, że ludz­kość będzie funk­cjo­no­wać, dajmy na to, milion lat. Jasne, nie mam pojęcia, czy tak będzie i czy pechowo wszyscy nie wygi­nie­my już za miesiąc. Jednak patrząc na przy­kła­dy innych gatun­ków, w tym ssaków, ten milion lat wcale nie byłby jakimś ewe­ne­men­tem. W takim ujęciu 99% zabawy dopiero przed nami (70% jeśli uwzględ­ni­my prehistorię). 

Przyszłość ludzkości

Gdyby to była gra kom­pu­te­ro­wa, to ledwie przed momen­tem wyszli­by­śmy z samo­ucz­ka i roz­po­czy­na­li wła­ści­wą kampanię.

Nie mam nawet planów na wakacje, a powinienem myśleć o sytuacji ludzkości za milion lat?

Doży­wa­my średnio sie­dem­dzie­siąt­ki, więc jako jed­nost­ki pozo­sta­je­my natu­ral­nie zapro­gra­mo­wa­ni na myśle­nie krót­ko­ter­mi­no­we. Nawet jako zbio­ro­wo­ści – miasta, kraje, orga­ni­za­cje – wciąż kiepsko nam idzie podej­mo­wa­nie ini­cja­tyw, obej­mu­ją­cych więcej niż kilka dekad. Zwykle bimbamy sobie od świąt do świąt, od okresu roz­li­cze­nio­we­go do okresu roz­li­cze­nio­we­go, od wyborów do wyborów, nie­spe­cjal­nie inte­re­su­jąc się tym, co czeka nasze praprawnuki.

W tym miejscu na ratunek cywi­li­za­cji przy­by­wa­ją long­ter­mi­ści. To ci gracze, którzy zorien­to­wa­li się, że nasza bez­tro­ska zabawa toczy się w trybie Ironman. Zero zapisów. Zero check­po­in­tów. Wszyst­kie nie­tra­fio­ne, błędne i głupie decyzje już z nami zostaną. A jeżeli dopu­ści­my lub (co gorsza) dopro­wa­dzi­my do glo­bal­ne­go kata­kli­zmu – koniec zabawy. Raz na zawsze wylo­gu­je­my się z wszechświata.

Przyszłość cywilizacji

Long­ter­mizm to świa­to­po­gląd zakła­da­ją­cy, że dopiero się roz­krę­ca­my, a nasze dzia­ła­nia będą miały dłu­uugo­fa­lo­wy wpływ na naszych następ­ców. Dlatego warto byłoby nie iść przed siebie na rympał, tylko zasta­no­wić nad kolej­ny­mi krokami. Tak, aby moż­li­wie wydłu­żyć, ale też ułatwić ludz­ko­ści dalszą rozgrywkę.

Też mi odkrycie. Każdy chciałby zapewnić swoim dzieciom lepszy świat.

Niby tak, ale diabeł tkwi w skali i szcze­gó­łach. Żeby to lepiej zro­zu­mieć, musimy przy­wo­łać inną XXI-wieczną ideę, z której long­ter­mizm wypącz­ko­wał. Chodzi o efek­tyw­ny altru­izm.

Ojcem tego poglądu jest austra­lij­ski filozof Peter Singer. (Swoją drogą barwna i wpły­wo­wa postać. Jego argu­men­ty miały ogromny wpływ m.in. na roz­po­wszech­nie­nie praw zwie­rząt). Zgodnie z jego myślą, miesz­kań­cy krajów roz­wi­nię­tych mają moralny obo­wią­zek wspo­ma­gać mniej zamożne części świata. I to nie od święta, ale kon­se­kwent­nie, przez sys­te­mo­we prze­ka­zy­wa­nie części docho­dów na sku­tecz­ną pomoc humanitarną.

Czym efektywny altruizm różni się od tego zwykłego?

Klu­czo­wym słowem jest tu sku­tecz­ność. Nawet jeżeli mamy dobre ser­dusz­ka i szczere inten­cje, doko­nu­jąc prze­le­wów na ślepo, często tylko mar­no­tra­wi­my środki. Singer wzywa do poma­ga­nia z głową. Każda zło­tów­ka powinna być prze­ka­za­na tam, gdzie zrobi naj­wię­cej dobrego. To filo­zo­fia racjo­nal­ne­go wspie­ra­nia potrze­bu­ją­cych, oparta na licz­bach, kal­ku­la­cjach i twar­dych danych.

Efektywny altruizm

Kupie­nie za 20 zł plu­sza­ka lub zestawu kolo­ro­wych balo­ni­ków dla cier­pią­ce­go dziecka jest miłe. Jednak znacz­nie sen­sow­niej­sze będzie wydanie tych samych dwóch dych na nudną moski­tie­rę, która ochroni kogoś w Afryce przed malarią. Albo na lekar­stwa, sprzęt, edu­ka­cję i tak dalej. Innymi słowy, powi­nien inte­re­so­wać nas sto­su­nek kosztów do liczby ura­to­wa­nych istnień.

Efek­tyw­ny altru­izm szybko zdobył sporą rzeszę fanów, zwłasz­cza wśród zachod­nich hip­ste­rów, geeków z Doliny Krze­mo­wej i anglo­sa­skich inte­lek­tu­ali­stów. Jednym z nich był nie­speł­na trzy­dzie­sto­let­ni William MacA­skill z Oxfordu, który poszedł w swoich roz­wa­ża­niach nawet o krok dalej niż Singer.

Longtermista William MacAskill
Przy­go­to­wu­jąc się do tekstu się­gną­łem do źródła. Nie wiem, na ile obecne dzia­ła­nia Elona wpisują się w nurt long­ter­mi­zmu, ale jeszcze nie tak dawno sam twier­dził, że to bliska mu filo­zo­fia. Wiadomo też, że MacA­skill utrzy­mu­je kontakt z miliarderem.

Jego rozu­mo­wa­nie było nastę­pu­ją­ce. Zależy nam na szu­ka­niu opty­mal­nych spo­so­bów na popra­wia­nie dobro­sta­nu ludz­ko­ści, tak? W takim razie, należy zasto­so­wać kry­te­rium ilo­ścio­we i kie­ro­wać środki tam, gdzie wesprą poten­cjal­nie naj­wię­cej osób. A która grupa jest naj­licz­niej­sza? Cóż…

W tym momen­cie Ziemię zamiesz­ku­je 8 miliar­dów osób. Od począt­ku ist­nie­nia naszego gatunku do dziś, sza­cun­ko­wo uro­dzi­ło się około 100 miliar­dów ludzi. Z kolei, jeżeli cywi­li­za­cja uchowa się kolejne (bądźmy skromni) 10 tysięcy lat – nawet zakła­da­jąc wyha­mo­wa­nie przy­ro­stu natu­ral­ne­go i sta­bi­li­za­cję popu­la­cji – na świat przyj­dzie jeszcze 1,3 biliona osób. Ponad 160 razy więcej niż żyje obecnie i kil­ka­na­ście razy więcej niż naro­dzi­ło się przez całą dotych­cza­so­wą histo­rię. Oczy­wi­ście liczby mogą okazać się jeszcze bar­dziej impo­nu­ją­ce, zależ­nie od tego, jak długo przetrwamy.

Przyszłe pokolenia

W ten sposób MacA­skill doszedł do wniosku, że naj­więk­szą grupą, o którą należy zadbać są ludzie, którzy dopiero się pojawią. To mak­sy­mal­nie efek­tyw­ne, ponie­waż nie­wiel­kie wyrze­cze­nie z naszej strony, nie­rzad­ko może zaosz­czę­dzić naszym następ­com ogrom­nych kosztów. I odwrot­nie, błąd popeł­nio­ny dzisiaj, może wyrzą­dzić nie­pro­por­cjo­nal­ne duże szkody jutro.

Longtermizm

Tak ufor­mo­wa­ła się prze­wod­nia myśl long­ter­mi­zmu: zróbmy przy­słu­gę naszym wnukom i nie zacho­wuj­my się jak idioci. Przede wszyst­kim nato­miast dopil­nuj­my, żeby nasze wnuki w ogóle mogły się urodzić. Uni­kaj­my zatem jak ognia wszyst­kie­go, co mogłoby przed­wcze­śnie zakoń­czyć naszą przygodę.

Jak na razie longtermizm brzmi rozsądnie. Gdzie wady?

Kiedy już zdra­piesz to zdro­wo­roz­sąd­ko­we sre­ber­ko, trafisz na dość paskud­ny dylemat etyczny. Wyobraź sobie hipo­te­tycz­ną, prze­ry­so­wa­ną sytu­ację. Masz przed sobą magicz­ny czer­wo­ny guzik, który natych­miast uni­ce­stwi gdzieś na świecie milion ludzi. Jesteś przy­zwo­itym czło­wie­kiem, więc omijasz go sze­ro­kim łukiem. 

W tym momen­cie pojawia się jednak duszek long­ter­mi­zmu i szepcze ci do ucha, że jeśli sko­rzy­stasz z przy­ci­sku, to zmniej­szysz ryzyko zagłady ludz­ko­ści, powiedz­my za tysiąc lat. Jeżeli napraw­dę trak­tu­jesz przy­szłe życia tak samo poważ­nie, jak ist­nie­ją­ce, to masz ciężki orzech do zgryzienia.

Etyczne dylematy longtermistów

Milion ludz­kich żyć dzisiaj albo ryzyko uni­ce­stwie­nia wielu miliar­dów w przy­szło­ści. Praw­do­po­do­bień­stwo kata­kli­zmu może być malut­kie i wynosić np. 0,0001%, ale stawka w tym zakła­dzie jest bardzo, bardzo wysoka. Na tyle wysoka, że na pewno znaj­dzie się rady­kal­ny long­ter­mi­sta, który wciśnie guzik. Kilka razy, tak dla pew­no­ści. I wierzę, że przed­sta­wił­by inte­re­su­ją­ce argu­men­ty na obronę tej decyzji!

Wąt­pli­wość polega na tym, że takie teo­re­ty­zo­wa­nie spraw­dza się dobrze w auli Oxfordu albo na scenie TEDx‑u. Trochę gorzej w ukra­iń­skim mieście bom­bar­do­wa­nym przez rosyj­skie­go agre­so­ra. Bo czer­wo­ne przy­ci­ski ist­nie­ją napraw­dę. Może nim być cho­ciaż­by decyzja poli­tycz­na o zatrzy­ma­niu wspar­cia dla bro­nią­ce­go się kraju, jeżeli tylko uznamy, że zapo­bie­gnie to eska­la­cji kon­flik­tu. Utrata suwe­ren­no­ści przez jakieś państwo nie wydaje się prze­cież wygó­ro­wa­ną ceną za odsu­nię­cie groźby glo­bal­nej wojny jądro­wej. Przy­naj­mniej dopóki nie chodzi o twój kraj.

Na począt­ku rosyj­skiej inwazji na Ukrainę – kiedy wszyscy zasta­na­wia­li się jak zatrzy­mać bandytę z Kremla – grupka ame­ry­kań­skich i bry­tyj­skich naukow­ców opu­bli­ko­wa­ła List otwarty prze­ciw­ko nie­od­po­wie­dzial­nej eska­la­cji i sto­so­wa­niu broni nukle­ar­nej. Zawarli w nim dość oso­bli­wy apel: “Załóżmy, że jakiś łobuz cię uderzy. Jeśli już zde­cy­du­jesz się na sta­now­czą obronę, zachę­cam cię, abyś nie łączył tego z pluciem mu w twarz, wyśmie­wa­niem jego wyglądu i pro­wo­ko­wa­niem do wycią­gnię­cia broni z kabury. Nie­ste­ty, w kon­tek­ście kon­flik­tu na Ukra­inie widzie­li­śmy wiele przy­pad­ków ana­lo­gicz­nej eska­la­cji bez zna­czą­cych korzy­ści mili­tar­nych i praw­do­po­dob­nie dotyczy to nie tylko jednej strony”. Pró­bo­wa­łem sobie wtedy wyobra­zić, że podobny list otrzy­mu­ją polscy żoł­nie­rze w czasie kam­pa­nii wrze­śnio­wej – i nadal czuję niesmak.

Pod tekstem pod­pi­sa­ła się cała plejada zwo­len­ni­ków long­ter­mi­zmu oraz efek­tyw­ne­go altru­izmu. Ini­cja­to­rem akcji był Max Tegmark, zna­ko­mi­ty (choć nieco eks­cen­trycz­ny) mate­ma­tyk i kosmo­log, a także prezes Future of Life Insti­tu­te. (Jakby co, FLI na swojej stronie zastrze­ga, że nie ma nic wspól­ne­go z ruchem long­ter­mi­stów. Nic a nic).

Nie zrozum mnie źle. Również wolał­bym, żeby nasz gatunek uniknął kolej­nej wojny świa­to­wej, pan­de­mii, buntu maszyn i każdego innego, jak to się zgrab­nie określa, zagro­że­nia egzy­sten­cjal­ne­go. Podoba mi się odległa wizja ludz­ko­ści jako gatunku mię­dzy­pla­ne­tar­ne­go, korzy­sta­ją­ce­go z napędu warp, mechów, tele­por­ta­cji i deskolotek.

Obawiam się tylko, że ten fetysz dale­kiej przy­szło­ści tworzy nie­po­ko­ją­co roz­le­głe pole do wypa­czeń. Bo czy jest coś, czego nie dałoby się uspra­wie­dli­wić troską o los naszych praprawnuków?

Longtermizm

Ale to może tylko mój defe­tyzm. Tak czy inaczej o long­ter­mi­zmie trzeba mówić. Nie dlatego, że jest to świa­to­po­gląd, który uwiódł paru filo­zo­fów, ale dlatego, że znalazł on również wiel­bi­cie­li wśród wszech­wład­nych tech­no­lo­gicz­nych magna­tów: od Dustina Mosko­vit­za (Face­bo­ok i Asana), przez Jaana Tal­lin­na (Skype), aż po Elona Muska. A dobrze wie­dzieć, jak rozu­mu­ją ludzie, którzy realnie meblują nam rzeczywistość.

Kategorie: