Zrobiłem sobie jajka. Nie na twardo, nie na miękko, tylko na naukowo. Idealne.
Dlaczego robisz sobie jaja z czytelników?
W żadnym razie! Kilka tygodni temu na łamach renomowanego Nature Communications Engineering pojawił się artykuł badaczy z Uniwersytetu Neapolitańskiego. Przedstawili w nim metodę “periodycznego gotowania jajek”.
Oto w czym rzecz. Każde jajko składa się z dwóch głównych części: żółtka i otaczającego je białka. Proste? Proste. Problem w tym, że oba składniki mają nieco inne wymagania dotyczące temperatury. Żółtko zaczyna gęstnieć i tworzyć przyjemną masę już przy 65 stopniach Celsjusza. Z kolei białko przestaje być wodniste i nabiera optymalnej konsystencji dopiero powyżej 85 stopni.
Jeżeli więc chcemy uzyskać perfekcyjnie kremowe (ale nie twarde!) żółtko i jednocześnie dobrze ścięte białko – to musimy się troszkę nagimnastykować. W przypadku niektórych snobistycznych przepisów, zaleca się np. oddzielenie obu elementów i poddanie ich osobnej obróbce. Inni stosują metodę sous vide.

To tajemna technika mistrzów kuchni, polegająca na długim kąpaniu jajek (hmmm) w wodzie gorącej, jednak sporo poniżej temperatury wrzenia. Podobno najlepsze efekty daje 45 do 60 minut przy 63°C. Dzięki cierpliwości oraz dochowaniu precyzji, rodzi się żółtko gęste niczym roztopione złoto, otulone białkiem lekkim jak mgła w wiosenny poranek. (To ostatnie przeczytaj głosem Roberta Makłowicza).

W każdym razie, chemicy z Neapolu – najwyraźniej znudzeni pizzą i makaronem – przedstawili alternatywną receptę na perfekcyjne jajo. Korzystając z zaawansowanych symulacji komputerowych (bo kto dzisiaj rozpoczyna gotowanie bez przeprowadzenia wcześniejszej symulacji?), naukowcy dowiedli, że doskonałą konsystencję białka i żółtka można uzyskać przez naprzemienne zanurzanie jajka na 2 minuty we wrzątku i na dwie minuty w wodzie letniej, około 30°C. Żeby nie było za łatwo, taką sekwencję należy powtarzać osiem razy, co daje łącznie 32 minuty czuwania przy garach z włączonym stoperem.
Jakoś nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wypróbować tego kawałka nauki. Dlatego…
Siemanko, witam w mojej kuchni!
Do przygotowania jajek metodą periodyczną będziemy potrzebować: jednego garnka z wrzątkiem, jednej miski z letnią wodą, paru jaj w rozmiarze M (na L aktualnie mnie nie stać), kuchenki, kawy (jeśli gotujesz z rana) oraz czegoś do odmierzania czasu.

Kiedy woda zacznie bulgotać, jakby miała do powiedzenia coś ważnego na temat dzisiejszej młodzieży, delikatnie wsadzamy do niej jaja. Ponieważ skorupki jakoś lubią pękać, a mi nie chce się powtarzać całego eksperymentu od nowa, na wszelki wypadek przygotowuję od razu trzy sztuki. W międzyczasie możemy zalać kawę, ale musimy się pośpieszyć.

Po dwóch minutach przekładamy jaja do miski, starając się ich nie rozbić. Polecam użyć łyżki – po kontakcie z wrzątkiem na skórze wyskakują paskudne bąble.

Po kolejnych dwóch minutach jaja wracają do garnka. Zgodnie z przepisem w Nature, powtarzamy tę czynność osiem razy. Jeżeli zdołałeś przez ten czas nie przeglądać social mediów i niczego nie pomyliłeś, to po nieco ponad pół godzinie będziesz mógł przystąpić do irytującej procedury obierania.
Żeby doświadczenie miało jakikolwiek sens (poza przygotowaniem posiłku), pokusiłem się również o grupę kontrolną. W tym celu przyrządziłem też osobno zwykłe jajko na miękko (4 minuty), zwykłe jajko na twardo (9 minut) oraz jajko przygotowywane metodą okresową, ale o połowę krócej niż zalecili Neapolitańczycy. Rezultaty prezentują się następująco:

Przyznaję, że zostałem pozytywnie zaskoczony. Mimo wszystko byłem sceptyczny i spodziewałem się, że metoda periodyczna da efekt, którego jako amator nie odróżnię od pospolitego jajka na miękko. Jednak różnicę widać gołym okiem.
Nie znam oficjalnej kulinarnej terminologii, ale żółtko po lewej wydaje się najbardziej kremowe, natomiast białko ładnie ścięte. Nie tak zwarte jak w jajku na twardo, ale też nie wodniste. Przy tym wszystkim, zdaniem włoskich naukowców, tak przygotowane jajko zachowuje najwięcej składników odżywczych. Krótko mówiąc:

I to wszystko bez Thermomixa czy innego Air Fryera.
Tylko czy naprawdę ludzie z doktoratem, pracujący w poważnych instytucjach, powinni zajmować się metodą gotowania jajek?
Kiedy naukowcy poszukują nowych cząstek albo tworzą modele kosmologiczne, zarzuca im się wydawanie funduszy na abstrakcyjne badania bez praktycznego zastosowania. Kiedy natomiast uczeni zajmują się czymś na wskroś przyziemnym, jest to traktowane jako żart lub fanaberia. Ludziom nigdy nie dogodzisz.
Zupełnie poważnie, jeśli spojrzysz na gotowanie, jak na zestaw reakcji chemicznych, procesów fizycznych oraz metod inżynieryjnych, zauważysz, że “głupia” analiza obróbki jajek, może dostarczyć całkiem realnej wiedzy na temat problemu transportu energii między różnymi warstwami materiałów. Sami autorzy badania zapowiadają, że to dobry wstęp do prac nad nowymi technikami produkcji żywności, czy krystalizacji leków.
Nie lekceważmy też znaczenia udanego śniadania.
Czy jajka wcześniej leżały w lodówce, czy ogrzały się w kuchni czekając na swój czas? Początkowa temperatura około 4 lub 20 °C może mieć wpływ na proces obróbki termicznej 😁
Wyciągnąłem wcześniej z lodówki. Założyłem, że należy startować od temperatury pokojowej. 😉
Tak niby powinno być, ale zimne żółtko wolniej twardnieje.
Hm… niekawe, czy efekt nie byłby jeszcze lepszy, gdybyś robił to na wysokości 17 m n.p.m., a nie 250+ m n.p.m. (i jakie wtedy było ciśnienie). Przy czym “lepszy” zależy tu od gustu. 🙂
Wspaniałe!
Już wpadłem na ten przepis na idealne jajko, ale stwierdziłem że nie chce mi się spędzić pół godziny na gotowaniu jajka żeby to zweryfikować, mój przepis na wystarczająco dobre jajko też jest ok… Miło widzieć że ktoś jednak nie jest leniwą bułą jak ja.
Kolejny post, który bawiąc uczy, ucząc bawi. Fajnie, że w tekście zawsze są odnośniki do artykułów i innych stron. Tym razem link do patronite był tak sprytnie wklejony w treści, że kliknąłem i z rozpędu wsparłem 😀 Dobrze, że takie blogi i tacy twórcy jeszcze istnieją w dzisiejszych czasach.
Świetny tekst, krótki, zabawny i ciekawy 🙂
Ale wg mnie, nawet jeśli efekt bardzo pożądany, to nie jest warty poświęconego czasu i energii :/
Ciekawe, ale… jak dla mnie stanowczo za dużo zabawy.
PS. Jest prosty (i naukowy) sposób na nie pękanie jajek: trzeba je nakłuć od szerszej strony tam, gdzie mieści się “komora powietrzna”, to ona stanowi przyczynę pękania… wpływają na to pewne właściwości fizyczne powietrza 😉
Teoretycznie działa — w praktyce bywa różnie :(((
Jako namiętny miłośnik jajek na miękko muszę (!!) zabrać głos.
Temat badań powinien brzmieć “Sterowana koagulacja wieloskładnikowych struktur białkowych w zmiennym termodynamicznie środowisku”. I jest to temat na dobry grant i parę publikacji.
Bo popatrzmy na problem chłodnym okiem: mamy dwie mieszaniny różnych białek o różnych gęstościach i temperaturach koagulacji. W dodatku przewodność cieplna zmienia wraz ze scinaniem białka, a dokładne jego własnośći są zależne od składu pożywienia dawcy (czyli kury). W efekcie — w miarę zwiększania dokładności modelu — trudności obliczeniowe rosną eksponencjalnie. Nareszcie wiem, że to zakamuflowani miłośnicy jajek na miękko zmuszają resztę ludzkości do projektowania komputerów kwantowych.
Tu, na szczęście, wkraczają do gry doświadczalnicy…
Lata temu kierowałem ekipą przy konserwacji pewnego kościoła. Zdumiewało mnie, że bez względu na porę gospodyni podawała perfekcyjne jajka na miękko. Bez problemu pokazała mi, jak to robi: “Biorę zawsze 20 jajek, zalewam wodą, stawiam na płycie i czekam na pierwsze oczka. Wtedy przesuwam na brzeg płyty. Jak przychodzicie, są gotowe”
Przysięgam, nie miała schowanego gdzieś pirometru. Jajka zawsze były perfekcyjne, choć zauważyłem, że czasem przesuwała garnek bardziej “na brzeg” — żeby “nie skołczały”.
Próbowałem wielokrotnie — nie udało się. Może miała znajome kury…???
Spróbowałem w niedzielę i wyszły na półtwardo. I stąd moja refleksja. Trzeba wymienić wodę, żeby cały czas była chłodna. Robiłem 3 jajka i woda do “leżakowania” robiła się wyraźnie cieplejsza z każdym cyklem. Dowiedziałem się o tym dopiero pod koniec, wszak-zgodbie z zaleceniem-do przekładania jajek używałem łyżki, nie palców🙂
To ja może przyjdę z ratunkiem odnośnie problemu, który pojawił się w artykule, a został przemilczany, mianowicie: pękające jajka wkładane do wrzątku. Aby jajko nie pękło musimy zrobić małą dziurkę w dolne części jajka (tej szerszej, tam jedzie jest bąbelek z powietrzem). Dzięki tej dziurce znikają naprężenia wynikające z gwałtownej zmiany temperatury i problem pękających skorupek znika. Oczywiście można kupić specjalny nakłuwacz do jajek, ale można to również robić ostrym nożykiem lub innym szpikulcem.
Ktoś wystosował już podobną poradę na fb. Zapamiętam, będę stosował!
Mam taki nakłuwacz do jajek, tylko trzeba posługiwać się nim dość ostrożnie. Po silniejszym nakłuciu mogłam już tylko zrobić jajecznicę.
Pfff… Idealne byłoby po trzymaniu we wrzątku przez trzy „zdrowaśki” ☺️