
Poniższy fragment pochodzi z pierwszego rozdziału książki Kosmos. Wyznaczam nową trasę, napisanej przez popularnego dziennikarza, lektora, ambasadora Śląskiego Festiwalu Nauki i kultowego “głosu nawigacji Google’a” – Jarosława Juszkiewicza. Publikację w formie fizycznej lub e‑booka, znajdziesz na stronie księgarni Helion.
Dlaczego warto ją przeczytać? Bo autor nie próbuje odgrywać roli nauczyciela, a raczej pozytywnie zakręconego wujka, który bardzo lubi opowiadać o tym, co dzieje się nad naszymi głowami. A ponieważ „wujek” ma ciekawe doświadczenia, przytacza sporo anegdot – zarówno własnych, jak i zasłyszanych podczas licznych wywiadów z naukowcami i astronautami. Przy tym wszystkim książka ma bardzo swojski i familijny charakter, dzięki czemu narracja będzie tak samo strawna dla nastolatka, jak i jego 70-letniej babci.
„Kieruj się na południe”
To zwrot, który mam zresztą wypisany na koszulce. Kiedy poznaję jakąś nową osobę, niemal zawsze słyszę pełne wyrzutu pytanie: „A, to ty! Możesz mi łaskawie powiedzieć, skąd, do cholery, mam wiedzieć, gdzie jest południe?”.
W jednym z pierwszych filmików, który umieściłem na swoim kanale na YouTube (nietrudno zgadnąć jego nazwę — tak, jest dokładnie taka sama jak napis na mojej koszulce), opisywałem, jak w prosty sposób można określić własną pozycję względem kierunków świata. (…) Pod filmem pojawiły się tysiące komentarzy. I tysiące różnych „ale”. Ktoś na przykład przytomnie zauważył, że określanie własnej pozycji według miejsc, gdzie wschodzi i zachodzi Słońce, jest mocno niedokładne, bo Słońce pojawia się i znika w różnych punktach horyzontu o różnych porach roku. To prawda, ale ta metoda mimo wszystko pozwala z grubsza zorientować się w kierunkach świata.

Ktoś inny zwrócił mi uwagę, że chyba nigdy nie mieszkałem w lesie, bo mech nie zawsze porasta drzewa od północnej strony. Użytkownik o nicku Roman333 (który przy okazji bardzo chciał wiedzieć, ile Google zapłaciło mi za użyczenie głosu do systemu nawigacji) miał oczywiście rację. I to podwójnie. Rzeczywiście nigdy nie mieszkałem w lesie. I fakt, zdarzają się, szczególnie w głębi lasu, drzewa porośnięte mchem ze wszystkich stron.
Dlatego szukając kierunków świata według nadrzewnego mchu, warto patrzeć na takie drzewa, które nie stoją w cieniu innych.
Netflix na niebie
Dość dobrym sposobem na określanie własnej pozycji są natomiast gwiazdy. Niektóre gwiazdozbiory mają dobrych kilkanaście tysięcy lat. Ludzie łączyli gwiazdy na niebie właściwie od zawsze. Dlaczego to robili? Spróbujmy na chwilę przenieść się w czasie do starożytnej Grecji.
Słońce właśnie zaszło za horyzont, ale skały wciąż trzymają ciepło śródziemnomorskiego upalnego dnia. Możemy się położyć na jednej z takich skał i popatrzeć w niebo. Mamy idealny widok, bo jest bezchmurnie, a Edison opatentuje żarówkę zajakieś 22 stulecia, więc blask ulicznych latarni nie będzie bił w niebo, zanieczyszczając je światłem. W starożytnej Grecji nie ma również wielu innych wynalazków młodszych od żarówki — telewizji, internetu i Netfliksa. Ale to odzianym w tuniki, przepaski biodrowe i peplosy widzom nie przeszkadza, ponieważ mają swoje własne opowieści i seriale wyświetlane na niebie.
Opowieści to oczywiście mity — antyczne historie o bogach, herosach i zwykłych ludziach przekazywane z ust do ust, a nieco później na zwojach papirusów. Z kolei seriale to gwiazdozbiory, które każdego wieczora pojawiają się na niebie i powoli przesuwają się nad głowami widzów. Repertuar zmienia się w zależności od pory roku, ponieważ na naszej planecie na niebie o różnych porach roku pojawiają się różne konstelacje i różni bohaterowie.
Zimą króluje na niebie postać, którą uważam za prawdziwy czarny charakter. To Orion — myśliwy. Gdyby żył w dzisiejszych czasach, na pewno zostałby dresiarzem. Zresztą kształt gwiazdozbioru przypomina postać z uniesioną nad głową maczugą, którą przy odrobinie wyobraźni można wziąć za krótki kij bejsbolowy. To nie koniec podobieństw. Orion był myśliwym i przechwalał się, że jest w stanie zabić każde zwierzę. Do tego nieraz dopuszczał się przemocy wobec kobiet. Prześladował na przykład nimfy zwane plejadami, aż te w końcu poprosiły o pomoc Szefa Wszystkich Szefów wśród greckich bogów, czyli samego Zeusa.

Według mitu Zeus spełnił ich życzenie i zamienił je najpierw w gołębie, a potem umieścił na niebie. (…) Ponad dwa tysiące lat później Plejady trafiły w jeszcze jedno eksponowane miejsce. Od 1953 roku możemy znaleźć tę gromadę gwiazd w logo japońskiej marki samochodowej, bowiem „Subaru” to po japońsku… Plejady.
Z kolei na jesiennym niebie oglądamy opowieść o miłości, choć na pewno nie rodzicielskiej. Jej główna bohaterka, Andromeda, przyszła na świat jako córka Cefeusza i Kasjopei. Matka Andromedy była kobietą niezwykłej urody i doskonale o tym wiedziała, przy okazji trzymając pod pantoflem swojego męża. Ale w pewnym momencie przesadziła — oznajmiła, że jest piękniejsza niż morskie nimfy, nereidy. To rozsierdziło boga mórz Posejdona, który w gniewie postanowił ukarać za bezczelność Kasjopei całe królestwo. A Cefeusz, stawiając jak zwykle na pierwszym miejscu bogactwo i posłuszeństwo małżonce, postanowił udobruchać Posejdona i złożył w ofierze swoją córkę.

Kochający tatuś o świcie przykuł Andromedę do skały i pozostawił ją na pożarcie morskiemu potworowi Ketosowi. Na szczęście w ostatniej chwili królewnę uratował heros o imieniu Perseusz, który przybył na skrzydlatym białym koniu — Pegazie. (…) Razem żyli długo, szczęśliwie i, co ważne, bezpiecznie, bo Perseusz wniósł do tego małżeństwa bezcenny gadżet — odciętą głowę Meduzy, potwora, który nawet po śmierci zabijał wrogów samym spojrzeniem.
Na jesiennym niebie niczym na filmowym plakacie możemy podziwiać głównych bohaterów tej historii: Andromedę, Perseusza trzymającego w lewej ręce głowę Meduzy, wyrodnych rodziców — Kasjopeję oraz Cefeusza i oczywiście Pegaza.
Gdybym miał porównać nieboskłon do współczesnych kanałów telewizyjnych, to oczywiście od razu przychodzi mi do głowy też Animal Planet, bo zwierząt wśród gwiazdozbiorów jest bardzo dużo. Od ptaków (Łabędź, Orzeł), poprzez ssaki (Lew, Żyrafa), po skorupiaki (Rak). Na niebie znajdziemy też zwierzę, które nie występuje w prawdziwym świecie w dużych ilościach, czyli Jednorożca. To dość słabo świecący gwiazdozbiór zimowy. Gołym okiem tak naprawdę w tym miejscu nieba można zobaczyć głównie ciemność.
Zapytałem kiedyś o to znajomego astronoma Jacka Szczepanika:
— Jacek, słuchaj, usiłuję wypatrzyć tego Jednorożca i nic.
— A widziałeś kiedyś prawdziwego jednorożca?
— Nie…
— No właśnie.
Co na południu?
Antycznych bogów i herosów umieszczonych tam przez Zeusa i jego kolegów znajdziemy w gwiazdozbiorach głównie na niebie widocznym z obszarów zwrotnikowych północnej półkuli Ziemi, bo właśnie stąd obserwacje prowadzili starożytni Grecy, którzy wśród konstelacji widzieli bohaterów swoich mitów.
W przypadku nieba południowego sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Tu nazwy wielu gwiazdozbiorom nadawali często europejscy odkrywcy, którzy żeglując po morzach południowych, nanosili na mapy nie tylko nowe lądy, ale też nowe konstelacje.
Będę brutalnie szczery. Myślę, że podróżnicy ci często nie wykazywali się specjalną inwencją. Podczas gdy Grecy tworzyli opowieści o miłości, zdradzie, walce i honorze, to siedemnasto- i osiemnastowieczni żeglarze nadawali nazwy gwiazdozbiorom, po prostu patrząc na to, co mieli akurat pod nosem. No bo jak inaczej wytłumaczyć istnienie takich gwiazdozbiorów jak Cyrkiel, Zegar czy Luneta? Ba! Na niebie południowym znajdziemy nawet cały ogromny żaglowiec! Choć trzeba przyznać, że jest on związany z mitologią, ponieważ jego północne części były dobrze znane i widoczne z obszarów starożytnych obserwacji. Dawny gwiazdozbiór Okręt Argo zajmował kiedyś prawie jedną czwartą nieboskłonu i dopiero sto lat temu, gdy Międzynarodowa Unia Astronomiczna robiła porządki na niebie, podzielono go na kilka części — Rufę, Żagiel, Kompas i Kil.
Na południowym niebie znajdziemy oczywiście też sporo zwierząt: są Paw, Latająca Ryba czy Tukan. Ale jest tam również… Mucha. (…) Kto wie, być może w pewne leniwe popołudnie mucha tak naprzykrzała się jednemu z nich, że ten, nie bacząc na to, gdzie usiadła, pacnął ją na środku świeżo sporządzonej przez kolegę mapy nieba, a że panowie byli oszczędnymi protestantami i nie chcieli marnować cennego papieru ani atramentu, postanowili zostawić ją tam już na zawsze?
Właśnie dlatego niebo południowe przypomina trochę groch z kapustą. Technologia miesza się na nim z mitologią. O wspomnianą Lunetę niemal potyka się na niebie Centaur przedstawiający pół człowieka, pół konia, bohater wielu antycznych opowieści. Warto zapamiętać tę konstelację, bo pomiędzy tylnymi nogami Centaura znajduje się jeden z najważniejszych gwiazdozbiorów nieba południowego. To słynny Krzyż Południa, który ze względu na jego nieco nieszczęśliwe położenie względem człekokonia astronomowie często nazywają między sobą trochę inaczej.

Krzyż Południa wskazuje kierunek podróżnikom. Jednak czyni to nieco inaczej niż Gwiazda Polarna. Żyjąc na półkuli północnej, mamy sporo szczęścia — Gwiazda Polarna jest dość jasna i stosunkowo dokładnie wyznacza północ. Jeśli skierujemy kamerę w stronę północy, włączymy nagrywanie i pójdziemy spać, rano będziemy mogli zobaczyć piękny film, na którym wszystkie gwiazdy obracają się wokół Gwiazdy Polarnej. Oczywiście to złudzenie, bo nie obraca się niebo, lecz Ziemia, ale na filmie wyraźnie zobaczymy, że Gwiazda Polarna pozostaje nieruchoma względem innych gwiazd i na dodatek dość precyzyjnie wskazuje północ. Trudno o lepszy drogowskaz dla podróżnika.

Na antypodach gwiazda wskazująca południe — Sigma Octantis (znana też jako Polaris Australis — przyp. A) — ma tak małą jasność, że zidentyfikowanie jej to nie lada wyczyn. Podróżnicy mogą jednak kierować się całym gwiazdozbiorem! Krzyż Południa swoim dłuższym końcem celuje właśnie w jej kierunku, podobnie jak u nas Gwiazdę Polarną wskazują tylne koła Wielkiego Wozu. Tak naprawdę Krzyż Południa przypomina wielką strzałkę, która przesuwając się nocą po niebie, pokazuje na horyzoncie południe.
Kosmiczna nawigacja
Piloci statków kosmicznych obudzeni w środku nocy są w stanie bez problemu powiedzieć, na jakie gwiazdozbiory patrzą. Uczą się na pamięć całego nieba, bo przez okna ich pojazdów widać nie tylko niebo północne czy południowe, lecz wszystkie konstelacje.

Kiedyś miałem przyjemność rozmawiać z pierwszym Polakiem w Kosmosie — generałem Mirosławem Hermaszewskim. Pan generał wspominał swoje przygotowania do lotu w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą, wśród których były zajęcia w planetarium. Mówił mi, że po mniej więcej tygodniu był w stanie rozpoznawać układy gwiazd jak twarze dobrych znajomych. Po kolejnym tygodniu robił to automatycznie. Już w kosmosie, na pokładzie stacji Salut 6, Hermaszewski pewnego razu spojrzał przez okno i się zdziwił. Zobaczył nieznaną konstelację, której nigdy wcześniej nie widział w planetarium! Dopiero po chwili zorientował się, że nie patrzy na niebo, ale na Ziemię! Była noc, a stacja… przelatywała właśnie nad rozświetlonymi miastami Japonii.
Określenie własnej pozycji w kosmosie nie należy wcale do łatwych. Pojęcia takie jak „góra” i „dół” nie istnieją. Podobnie jest z kierunkami świata. A astronauci muszą wiedzieć, gdzie się znajdują i dokąd się kierują, aby móc szybko określić położenie statku, gdyby zepsuły się używane na co dzień systemy. Są nimi rozmieszczone na Ziemi stacje radarowe i komunikacyjne, które pozwalają dokładnie wyznaczyć położenie statku kosmicznego na orbicie. Co by się stało, gdyby astronauci stracili z nimi łączność albo doszłoby do awarii na statku? W historii lotów kosmicznych takie sytuacje kilka razy się zdarzyły — na przykład w słynnej misji Apollo 13, gdy po wybuchu zbiornika z tlenem załoga statku musiała ręcznie poprawić kurs swojego pojazdu, jako punkt odniesienia wykorzystując Ziemię.
W sumie to niezwykłe, że piloci nowoczesnych statków kosmicznych podobnie jak nawigatorzy żaglowców kilkaset lat wcześniej wykorzystują ciała niebieskie — gwiazdy, Słońce, Księżyc i planety, by zorientować się w swoim położeniu. Mają jednak nad naszymi prapraprapradziadkami ważną przewagę. Nie muszą się martwić, że gwiazdy zostaną zasłonięte przez chmury, bo lecą wysoko ponad nimi.
Więcej podobnych rozważań na temat astronomii i eksploracji kosmosu znajdziesz w książce Kosmos. Wyznaczam nową trasę autorstwa Jarosława Juszkiewicza, wydanej przez Helion.
Zastanawiam się jak pięknie myśli wyglądać nocne niebo w czasach starożytnych Greków. To chyba jedna z tych nielicznych rzeczy których zazdroszczę dawno minionym pokoleniom.
W Polsce są dwa parki ciemnego nieba więc, pomijając samo położenie geograficzne, możesz bez problemów zobaczyć niebo podobne do tego jakie oglądał Sokrates
Wierzysz w magiczną moc nazwy? Czy oglądałeś kiedyś light pollution map? Zanieczyszczenie nieba światłem to problem globalny, którego nie da się rozwiązać lokalnie. Niebo zbliżone do tego jakie widzieli starożytni najblżej nas było w niektórych obszarach Ukrainy, obecnie raczej nie polecam 🙁 Z dostępnych względnie blisko to chyba pustynia Namib.
Oglądałem nie raz
Co najmniej raz do roku wyjeżdżam z miasta m.in. oglądać gwiazdy
W zeszłym roku byłem np. w zamku Czocha
Późnym wieczorem wyszedłem z zamku, wyszedłem z wioski, szedłem kilkanaście minut drogą (nieoświetloną — pamiętaj o odblaskach), potem poczekałem kilka minut aby przyzwyczaić wzrok do ciemności i spojrzałem w górę…
Tak długo jak twoim celem nie jest zaobserwowanie Urana gołym okiem tak długo nie musisz planować wycieczki na północną Ukrainę ani też na pustynię Namib (swoją drogą Sahara jest nieco bliżej a północna Szwecja albo Islandia też ma ciemne niebo i piękne zorze).
Pamiętaj tylko że nie wystarczy wyjść dwa kroki za tabliczkę z napisem miasta, konieczna jest jednak nieco dłuższa podróż
No super, sielanka, ale wracając do meritum, w którym z tych parków widziałeś ostatnio naprawdę ciemne niebo typu Bortle 2? Mam na myśli obecne czasy, nie 20 lat temu.
Oglądając niebo mam w zwyczaju oglądać niebo 🙂
Nie weryfikować punkty warunkujące typ Bortle.
I jak ostatnio sprawdzałem to do 1500 lat jeszcze mi trochę brakuje 😉
Kiedyś spędzałam czas na obozach w głuszy leśnej i miałam okazję przyjrzeć się z tego miejsca nocnemu niebu, było białe od gwiazd, jakby ktoś sprayem przejechał. Do tego ta wszechogarniająca cisza. Czuło się ogrom wszechświata. To robiło wrażenie. Teraz w środku miasta, przy dźwięku przejeżdżających samochodów wysilam się, żeby zobaczyć chociaż kilka lepiej widocznych punktów na niebie.
kierunek wskażą ci czasze anten satelitarnych 😉… to taka nowa metoda“harcerska”
Cóż… może trochę ironizuję, ale prawdą jest, że obecnie łatwiej jest zobaczyć antenę satelitarną niż drzewo porośnięte mchem.
Słusznie! Ten tip jest również zawarty w książce, ale chyba w późniejszych fragmentach. 🙂
Dzięki Ciekawski Typie!
kupie 2 egzemplarze 🙂
Hej! Gdzieś na dawnym blogu reklamowałeś siebie jako racjonalista i propagator racjonalizmu. Jako że tamten blog jest na wygaszaniu to zadam pytanie tutaj, może inni widzowie mogli skorzystać.
Otóż próbuję zostać prawdziwym racjonalistą, ale nadal mam jeden bardzo poważny problem, który utrudnia mi zostać takim prawdziwym racjonalistą, od czasu do czasu wraca u mnie ten problem i z każdym razem walka z nim jest coraz to bardziej męcząca. Mam podejrzenie, że Tobie udało się ten problem jakoś rozwiązać — w końcu jesteś racjonalistą — i chętnie chcesz pomagać innym w zostaniu racjonalistami.
Otóż jakie techniki stosujesz by wytłumić swoje emocje i uczucia? Emocje i uczucia przeszkadzają mi w całkowitym kierowaniu się rozumem w swoich działaniach i poglądach, ale niestety one dręczą mnie czasami i to bardzo konkretnie, więc nie rzadko po prostu nie jestem w stanie w pełni kontrolować swoich irracjonalnych zachcianek czy dążeń. Najlepiej byłoby całkowicie zatłuc emocje i uczucia. Masz jakieś techniki na to by taki stan osiągnąć? Czy może jednak u ciebie jest to coś wrodzonego?
Pozdrawiam i liczę na porady
Po co w imię racjonalizmu wyzuwać się z uczuć. One są w życiu potrzebne. Chyba nie ma ludzi, którzy kierowaliby się wyłącznie racjonalizmem. Są takie sytuacje, w których uczucia biorą górę i dobrze, bo inaczej nie bylibyśmy ludźmi. Nie mnie dawać rady, ale lepiej nie pozbawiać się całkowicie uczuć i emocji, natomiast w konkretnych sytuacjach zachować racjonalizm.
Szczerze mówiąc trudno mi cokolwiek radzić, ponieważ chyba zupełnie inaczej postrzegam racjonalizm. Zgadzam się z Teresą: nie wiem dlaczego w imię racjonalizmu ktoś miałby się pozbywać uczuć. Jeżeli nie jesteś maszyną albo socjopatą, uczucia i emocje zawsze będą istniały — co najwyżej możemy starać się pewne kwestie priorytetyzować. Jeżeli jakiś rodzaj emocji faktycznie jest szkodliwy, niszczący, bolesny — jasne, pewnie lepiej to przepracować dla własnego zdrowia. Ale są znacznie bardziej wykwalifikowane osoby do rozmów na te tematy ode mnie.
Co do samego racjonalizmu: lepiej opieraj na nim swój światopogląd, niż osobowość (nie wiem, czy to zdanie w pełni oddaje to, co mam na myśli).