Załóżmy, że stoi przed tobą ściana. Trochę za wysoka, żeby ją przeskoczyć i trochę za gruba, żeby ją przebić. Mimo to, decydujesz się na wykonanie spektakularnego eksperymentu, który swego czasu zaproponował znany miłośnik fizyki, Marcin Najman:

Jeśli zrobisz to z odpowiednim impetem, przeniesiesz się na sekretną ulicę, gdzie spotkasz przerośniętego, włochatego gościa, który będzie ci wmawiał, że jesteś wybrańcem i masz niezwykłe moce. Nie wierz mu.

Kiedy już odzyskasz przytomność, zauważysz, że ściana pozostała niewzruszona, a na głowie masz wielgachnego guza. Tak to działa w świecie fizyki klasycznej, rządzącej rzeczywistością dużych obiektów.
W świecie małych obiektów można przenikać ściany?
Od czasu do czasu. Cząstka elementarna napotykająca przeszkodę, ma niezerową szansę na spontaniczne znalezienie się po jej drugiej stronie. Ten trik wynika wprost z reguł fizyki kwantowej i nosi nazwę efektu tunelowego albo, jak wolisz, tunelowania kwantowego.
Żeby zrozumieć, dlaczego ten fenomen jest możliwy, musimy wyrzucić z głowy wygodne reguły gry pozostawione nam przez sir Izaaka Newtona. Cząstki to byty kwantowe i jeżeli coś o nich wiemy na pewno, to tyle, że nie przypominają one planet obiegających Słońce czy kul toczących się po stole bilardowym. (Nie najgorszym pomysłem byłaby uprzednia lektura artykułu Czym właściwie jest cząstka?. To tylko sugestia.)
Wszystkie maleńkie obiekty – fotony, elektrony, kwarki, neutrina, w pewnych okolicznościach nawet atomy i całe molekuły – charakteryzuje rozdwojenie tożsamości. Czasami przyłapujemy je jako punktowe korpuskuły, ale zwykle wolą one przebywać w efemerycznej postaci chmury prawdopodobieństwa. Do jej opisania naukowcy wykorzystują wyrafinowane matematyczne narzędzie, kryjące się pod tajemniczym symbolem Ψ (psi) – funkcję falową.

Funkcja falowa (a dokładniej jej moduł do kwadratu |Ψ|2) nie mówi nam “o, tu jest cząstka”, tylko “tu jest taka, a taka gęstość prawdopodobieństwa pojawienia się cząstki”. Oczywiście ta matematyczna fala prawdopodobieństwa, no… faluje. Ewoluuje sobie w czasie, a jej gęstość ulega zmianie w zależności od energii, masy, obecności oddziaływań i szeregu innych czynników.
A co jeżeli na drodze fali stanie bariera?
Dzieje się coś, czego fizyka klasyczna nie przewiduje. Zależnie od tego z jaką cząstką i z jak grubą barierą mamy do czynienia, funkcja falowa w pewnym stopniu “przecieka” na zewnątrz. Jeżeli przeciekła choćby minimalnie, to już pojawia się niezerowa szansa, że cząstka zostanie znaleziona po drugiej stronie barykady.

Dla nas, niekwantowych mugoli, wydaje się to niepojęte, ponieważ postrzegamy mur w kategorii twardej, nieprzeniknionej sterty cegieł, od której możemy się co najwyżej odbić.
Mur można przeskoczyć.
Zatrzymajmy się przy tym porównaniu. Dla cząstki elementarnej “ściana” to po prostu bariera potencjału – strefa podwyższonych kosztów energetycznych – która ogranicza jej przestrzeń. Może więc wydawać się, że tunelująca cząstka robi z grubsza to samo, co człowiek próbujący przeskoczyć albo przerzucić piłkę przez mur: wykorzystuje swoją energię, żeby pokonać przeszkodę.
Istnieje jednak fundamentalna różnica. Twoje mięśnie mają limit i mogą dostarczyć piłce tylko określonej porcji energii. Jeżeli murek będzie za wysoki, to bez względu na liczbę podjętych prób, piłka nigdy nie przeleci nad ścianą. To sytuacja zerojedynkowa.

Dla rzeczywistości kwantów ograniczenie tego rodzaju nie jest tak kategoryczne. Nie można wyznaczyć ostrego punktu, od którego koszt energetyczny uniemożliwia przetunelowanie przez barierę potencjału. Powiększanie przeszkody oczywiście drastycznie zmniejsza prawdopodobieństwo znalezienia cząstki po drugiej stronie, ale nie redukuje go nagle do zera.

Dla przykładu: barierę o grubości pół nanometra i “wysokości” 10 eV przeniknie mniej więcej co dziesięciotysięczny elektron o energii 7 eV; w przypadku nanometra będzie to jeden na piętnaście milionów, a przy 5 nanometrach już tylko jeden na 1038. Mamy tu więc tyczkarza, który na co dzień ostro walczy o przesunięcie swojego rekordu życiowego z 6,01 na 6,02 metra, ale wbrew wszelkiej logice, za którymś razem może wystrzelić nawet na 12 metrów.
A gdzie w tym wszystkim zasada zachowania energii?! Halo!
To ten moment, kiedy trzeba wprowadzić drugi filar mikroświata, czyli zasadę nieoznaczoności Heisenberga. W swojej najbardziej pospolitej wersji, reguła ta stanowi, że nie możesz z dowolną precyzją określić jednocześnie położenia i pędu badanej cząstki. Poznając jedną wartość, zacierasz sobie wiedzę o drugiej.
Ale zasada nieoznaczoności sięga głębiej. Okazuje się, że zależność coś za coś dotyczy nie tylko położenia i pędu, ale również energii i czasu. Im krócej trwa zjawisko kwantowe, tym mocniej rozmyta jest jego energia. Werner Heisenberg pełni tu rolę bankiera, który ochoczo rozdaje energię na kredyt, na dodatek bez oprocentowania i poręczycieli. Pod warunkiem jednak, że wierzyciel spłaci dług wystarczająco szybko. Niemal natychmiast.

To właśnie daje cząstkom szansę na robienie rzeczy, których duże obiekty nie miałyby prawa dokonać. Elektron przez ułamek sekundy żyje ponad stan, prześlizguje się na drugą stronę i natychmiast zwraca dług. Nawiasem mówiąc, ta sama kreatywna księgowość sprawia, że pozornie pusta przestrzeń, nieustannie kipi od powstających i niemal od razu ginących cząstek wirtualnych.
A TAK W OGÓLE TO… Drażliwym tematem jest tempo zachodzenia efektu tunelowego. Uspokajam jednak, że Einsteinowski zakaz przekraczania prędkości światła w próżni nie zostaje tu naruszony. Zamieszanie bierze się stąd, że przeciekając przez barierę, funkcja falowa zmienia swój kształt: maksimum fali po drugiej stronie może pojawić się nadspodziewanie szybko, jednak jej front zawsze porusza się z prędkością równą lub mniejszą niż c.
Niezła sztuczka. Tylko co z tego tunelowania mamy?
Znaczenie tunelowania kwantowego jest gigantyczne! Bez niego nie dałoby się w sensowny sposób wyjaśnić całej sterty problemów z zakresu fizyki, astrofizyki, chemii, elektroniki, a nawet biologii.
Weźmy choćby zjawisko, dzięki któremu odkryto efekt tunelowy – promieniotwórczość. Niektóre pierwiastki przechodzą przemiany, wyrzucając z siebie cząstki alfa (dwa protony + dwa neutrony).

Tyle, że to nie ma większego sensu. W ujęciu klasycznym cząstki albo mają dosyć energii, żeby pokonać wiążące je oddziaływania i robią co chcą, albo mają tej energii za mało i grzecznie siedzą w wyznaczonym miejscu. W pierwszym przypadku jądra atomów rozleciałyby się natychmiast, w drugim nukleony nie powinny nigdy opuszczać swojego więzienia.
To reguły mechaniki kwantowej pozwoliły wytłumaczyć, dlaczego protony i neutrony zwykle trzymają się jądra atomu, ale okazjonalnie potrafią ignorować swoje ograniczenia i wyskakiwać na zewnątrz. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia zależy przy tym od siły wiązania (“wysokości ścian”) danego jądra, co wyjaśnia różny czas półtrwania poszczególnych pierwiastków.

Ale tunelowanie ma znaczenie również w sytuacji odwrotnej, tzn. w przypadku fuzji jądrowej. Właściwie jest to przypadek jeszcze ważniejszy, bo tylko dzięki niemu gwiazdy mogą świecić.
Że niby tunelowanie pozwala świecić Słońcu?
Tak i to bardzo dosłownie. Bez tunelowania żadna przerośnięta kula plazmy, nie podtrzymałaby w swoim wnętrzu reakcji fuzji.

Jądra wodoru zderzają się ze sobą z ogromnym impetem, łącząc się i emitując przy okazji porcję energii. Ku swojemu zdumieniu astrofizycy odkryli jednak, że wnętrze Słońca, mimo wszystko, jest… zbyt zimne. Protony w środku gwiazdy noszą dużą energię, ale nie dość dużą, żeby pokonać wzajemne odpychanie elektrostatyczne (barierę kulombowską) i zbliżyć się na tyle, aby wspólnie stworzyć jądro helu. Teoretycznie Słońce nie powinno działać.
A jednak działa. I to właśnie dzięki tunelowaniu. Protony nie muszą mieć pełnej energii potrzebnej do sforsowania bariery. Wystarczy, że mają odpowiednio wysokie prawdopodobieństwo na jej pokonanie. Reszta to kwestia statystyki: większość protonów po prostu się od siebie odbija, ale część tuneluje, pozwalając na zachodzenie fuzji jądrowej. Słońce świeci, Ziemia nie zamarza, a my żyjemy.

Przykłady można mnożyć bez końca. Słyszałeś np. o skaningowym mikroskopie tunelowym (STM)? Jego igła “wyczuwa” pojedyncze atomy, bo elektrony przeciekają przez mikroskopijną szczelinę między sondą a próbką. W zaawansowanej elektronice bez tunelowania mielibyśmy problem chociażby ze skonstruowaniem urządzeń bazujących na nadprzewodnictwie (złącza Josephsona, SQUID‑y). Nawet w naszych organizmach elektronom zdarza się przeskakiwać w łańcuchach białek, a niektóre reakcje enzymatyczne zdradzają ślady tunelowania protonów.
Elektrony, protony… Dlaczego ja nie mogę czasem przetunelować przez ścianę? 🙁
Z efektem tunelowym sprawy mają się podobnie, jak z każdym innym zjawiskiem kwantowym. Nie ma konkretnego progu, od którego ciała przestają podlegać superpozycji, nieoznaczoności, dualizmowi korposkularno-falowemu i całej reszcie. Jednak szansa na zaistnienie takich efektów spada wykładniczo wraz z rozmiarami obiektu.
Pojedynczy elektron tuneluje przez cienką barierę stosunkowo często, cięższy proton rzadziej, a cała molekuła skrajnie rzadko i tylko w specyficznych warunkach. Ciało makroskopowe – do jakich się zaliczasz – pozostaje złożone z trylionów atomów. Wszystkie protony, neutrony i elektrony w każdym z tych atomów musiałyby w tym samym momencie znaleźć się w stanie umożliwiającym przeniknięcie przez przeszkodę.
Nie znalazłem poważnej publikacji, która próbowałaby wyliczyć prawdopodobieństwo zajścia takiego zsynchronizowanego, zbiorowego zdarzenia, ale np. fizyk Raheem Hashmani wspomina o liczbach z trylionem bilionów zer. Cóż, na papierze to nadal więcej niż zero, ale w rzeczywistości, nawet jeżeli będziesz podejmował kolejne próby aż do śmierci cieplnej wszechświata, rezultat będzie zawsze podobny:


Czyli nic tajemniczego w tym zjawisku nie ma, jakby się niektórym wydawało. Po prostu fizyka. Wszystko da się logicznie wytłumaczyć.
Nie wiedziałem że promieniotwórczość to właśnie efekt tunelowania.
Pytanie, czy tylko rozpad alfa czy pozostałe również.
Czekam na śmiałka który zechce sprawdzić po ilu próbach Harry przeniknie na peron 9 i 3/4 na końcowym gifie 😄
Oswoiłeś swoich czytelników z mechaniką kwantową, skoro w tunelowaniu nie znajdują już nic magicznego 🙂
Trochę czekałem na tekst ze względu na tegorocznego nobla, dzięki! Liczę na rozwinięcie tematu, bo chyba tam chodzi o coś więcej.
ps czy gif z “kwantową falą prawdopodobieństwa…” jest Twój ? Jeżeli tak, to możesz napisać w komentarzu coś więcej o tym co tam widać?
Generalnie w fizyce nie ma ma nic magicznego, tylko trudno pewne zjawiska zrozumieć. Drugim takim tematem podobnego kalibru jest splątanie kwantowe.
Elegancki artykuł.
Jestesmy coraz bliżej zrozumienia natury Wszechświata. Słusznie powoli wycofujemy się z czząstek, bo Wszechświat funkcjonuje w dynamicznych organizacjach zbiorowycn. Oznacza to , że cząstki to względnie stabilne struktury zbiorowe. Takie postrzeganie naturalnej rzeczywistości pozwoli nam zrozumieć kwantowe osobliwości.
Świetny ten artykuł, wspaniale mieć takie miejsce w internetach
Zgadzam się — świetny wstęp z Najmanem i Harrym Potterem 😀 Fajnie, w prosty sposób, wyjaśnione skomplikowane zjawisko ze świata kwantów. A ta ciekawostka ze świecącym Słońcem — super, nigdy by mi to nie przyszło do głowy!
Niby znam przebieg zjawiska tunelowania ale po lekturze powyższego artykułu od razu wszystko wygląda jaśniej
Pozdrawiam autora
Dużo energii do pisania podobnych rzeczy
A właściwie to dużo tunelowania
Czemu nie kojarzyłem zjawiska tunelowania??? Zjawisko ważne, opisane w przystępny sposób, dobrze przybliża je amatorowi. I właśnie przez takie teksty zostałem patronem.