Naukowcy lubią porządkować rzeczy. Klasyfikują każdy znaleziony kamień i skrupulatnie opisują wszystkie jego cechy. Fizycy są przy tym bezwstydnymi redukcjonistami: rozbijają kamienie na mniejsze odłamki, te odłamki na okruchy, okruchy na okruszki, okruszki na molekuły, molekuły na atomy, w końcu atomy na cząstki. Na tym nie koniec! Potem jeszcze rozpędzają te cząstki do niedorzecznych prędkości i rozkwaszają, usiłując otrzymać jeszcze mniejsze drobinki.
Wszystko po to, aby po stu latach dojść do wniosku, że każdy obiekt – kamienie, ziemia, gwiazdy, fusy po kawie – to w zasadzie dwanaście cząstek elementarnych (tak naprawdę to trzy, ale o tym potem) wchodzących ze sobą w relacje, za pośrednictwem czterech sił przyrody, nazywanych dumnie oddziaływaniami podstawowymi. Cała nasza fizyczna rzeczywistość jest zatem kompozycją dosłownie paru kwantowych klocków lego.
A ponieważ, jak już ustaliliśmy, naukowcy odczuwają dogłębną potrzebę systematyzowania wszystkiego, co udaje im się odkryć, sprowadzili powyższe spostrzeżenie do zestawu równań, kilku założeń teoretycznych oraz małej, zgrabnej tabelki.
Nie zdziwię się, jeżeli przypomina ci to inną tablicę, która wisi w każdej szkolnej pracowni chemicznej.
Właściwie to dobry trop, ponieważ idea stojąca za modelem standardowym ma sporo wspólnego z układem okresowym. W obu przypadkach chodzi o spisanie klocków budujących świat i zrozumienie występujących pomiędzy nimi prawidłowości. Tyle tylko, że układ okresowy porządkuje pierwiastki według liczby posiadanych protonów (liczby atomowej), a model standardowy szereguje cząstki elementarne, dzieląc je zależnie od masy i innych wartości opisywanych za pomocą liczb kwantowych.
Przy tym model standardowy jest fajniejszy, i to z kilku powodów:
- Dotyczy cząstek a nie pierwiastków chemicznych, co oznacza, że ma bardziej fundamentalny charakter. Cząstki mogą istnieć bez atomów, atomy bez cząstek nie.
- MS jest znacznie krótszy i łatwiejszy do zapamiętania.
- Stworzyli go fizycy, a jak wiadomo fizyka > chemia. (Żartuję! Odłóżcie te widły i pipety!)
- MS przewiduje istnienie kwarków powabnych, natomiast układ okresowy nie zawiera żadnych powabnych pierwiastków.
- Odkrycie nowej cząstki i rozszerzenie MS wywołuje znacznie większe poruszenie niż wyprodukowanie nowego pierwiastka. Pomyśl o tym, jaka feta towarzyszyła uchwyceniu bozonu Higgsa!
Skoro kwestie wstępne za sobą, przyjrzyjmy się tej tabelce nieco bliżej.
Zacznijmy od tego, co jest nam wszystkim najbliższe. Kilka akapitów wyżej napisałem, że model standardowy zawiera informacje o dwunastu cząstkach materii (fizycy nazywają je fermionami), ale w praktyce znaczenie mają tylko trzy z pierwszej kolumny: kwarki górne, kwarki dolne i elektrony. Te trzy drobinki, to wszystko czego potrzeba, żeby ulepić dosłownie każdy atom we wszechświecie.
Potrzebujesz tlenu? Oto przepis. Bierzesz dwa kwarki górne, dodajesz jeden kwark dolny i już otrzymujesz dorodny, dodatnio naładowany proton. Jeżeli odwrócisz proporcje i połączysz dwa kwarki dolne z jednym górnym, wyjdzie ci podobny pod względem masy, ale neutralny elektrycznie neutron. Następnie, mając już gotowe protony i neutrony, możesz z nich konstruować wszelkie jądra atomów – do jądra tlenu należy zebrać 8 protonów i 8 neutronów. Po tym wystarczy dosypać garści ujemnie naładowanych elektronów, które zajmą pozycje wokół jądra i voilà – dostajesz elegancki, obojętny atom tlenu. Dokładnie taki, jakiego potrzebujesz do oddychania.
Co prawda są jeszcze neutrina, ale one…
…no i poleciało. Tak to właśnie z nimi jest. Powstają licznie podczas różnych przemian jądrowych i gnają przed siebie na złamanie karku, ignorując praktycznie każdą przeszkodę na swojej drodze. Kiedy czytałeś ostatnie zdanie, twoje ciało przeniknęły całe tabuny neutrin, miotanych m.in. przez Słońce.
Jeżeli właśnie poczułeś mrowienie, powinieneś wiedzieć, że… neutrina nie mają z tym nic wspólnego. Szalenie trudno przyłapać neutrino na wejściu w interakcję z jakimś atomem.
Ale co z pozostałymi ośmioma cząstkami materii? Do czego nam one?
Nam? Do niczego. Większość z cząstek powstaje wyłącznie w bardzo wyśrubowanych warunkach i tylko na moment. Dla przykładu: miony stale rodzą się nad naszymi głowami, podczas zderzeń cząstek promieniowania kosmicznego z molekułami atmosfery, ale ulegają rozpadowi po upływie 1,5 mikrosekundy. Podobnie jest z większością kwarków. Niby potrafimy wykorzystać kwarki dziwne czy powabne do uformowania w laboratorium kuzynów protonu (w tym potężnych cząstek SIGMA), ale mało który przeżywa dłużej niż miliardowa część sekundy.
Zostawiając jednak na boku kwestię praktycznego zastosowania tej cząstkowej menażerii, model standardowy w taktowny sposób próbuje nam coś przekazać…
pssst, wszechświat jest prosty.
Pewnie już zauważyłeś, że masa fermionów w tabelce wzrasta z lewej do prawej. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że gdybyśmy wyjęli tę jedną jedyną wartość, cząstki w poszczególnych rzędach okazałyby się identyczne.
Mion jest ponad 200 razy masywniejszy od elektronu, a taon siedemnaście razy masywniejszy od mionu, ale poza tym nic je nie różni. Mamy do czynienia z trzema generacjami tego samego rodzaju cząstki.
Nie dość więc, że cząstek materii istnieje zaledwie tuzin, to jeszcze osiem z nich stanowi wyłącznie cięższe warianty elektronu, neutrina elektronowego, kwarka górnego bądź kwarka dolnego. Tak, wszechświat jest zaskakująco prosty.
Teraz przeskoczmy na prawą stronę modelu standardowego, do kategorii nazywanej bozonami. Podczas gdy fermiony można umownie traktować jak cegiełki materii, bozony to bardziej pośrednicy w relacjach między tymi cegiełkami. To tacy kwantowi kurierzy, dostarczający cząstce polecenie, kiedy powinna się zbliżyć, kiedy oddalić, kiedy rozpaść i tak dalej.
W bardziej formalnym ujęciu podział na FERMIONY I BOZONY dotyczy spinu cząstki, czyli kwantowego odpowiednika momentu pędu. Wszystkie fermiony mają spin wyrażany w ułamku (1÷2), a wszystkie bozony spin całkowity (0, 1, 2). Ma to ogromne znaczenie fizyczne, ponieważ oba rodzaje cząstek podlegają innym reżimom. Dwa fermiony nie mogą nigdy przebywać w tym samym stanie (posiadać w tym samym czasie tych samych liczb kwantowych). To właśnie zakaz Pauliego, dzięki któremu powłoki elektronowe wokół jądra atomu nie przypominają indyjskiej kolei, lecz ekskluzywne linie lotnicze, gdzie każdy pasażer posiada rezerwację na ściśle określone miejsce. Zakaz ten nie obowiązuje natomiast bozonów, które mogą swobodnie przyjmować ten sam stan i tworzyć takie dziwactwa jak np. kondensat Bosego-Einsteina.
O jednym z bozonów słyszałeś na pewno, nawet jeżeli nie byłeś świadomy, że to bozon. Mowa o fotonie – świetlistym i bezmasowym posłańcu oddziaływania elektromagnetycznego. To najpospolitsza cząstka o niezliczonych zastosowaniach. Bez wymiany fotonów dodatnio naładowane jądra atomowe nie utrzymałyby przy sobie ujemnie naładowanych elektronów. Bez fotonów promieniowania mikrofalowego nie mógłbyś na szybko przygrzać wczorajszej pizzy. Wreszcie bez fotonów wpadających do ludzkiego oka, nie zobaczyłbyś tego tekstu.
Pozostałe oddziaływania również mają swoich kurierów. Silne oddziaływanie jądrowe spaja protony i neutrony, przy pomocy kleistych gluonów przerzucanych pomiędzy kwarkami. Bez nich w ogóle nie byłoby jąder atomowych, a więc podstawy znanej nam materii.
Słabe oddziaływanie jądrowe to z kolei domena wuonów i zetonów (bozonów W i bozonów Z). Pełnią one niewdzięczną rolę smutnych panów mikroświata, koordynujących rozpady cząstek materii. Bez nich nie byłoby promieniotwórczości, ale też kluczowych przemian jądrowych zasilających gwiazdy.
Istnieje jeszcze chyba grawitacja, co?
Z tą grawitacją to głupia sprawa… Chociaż wydaje się ona najlepiej zbadanym oddziaływaniem, to fizycy do dziś nie wpadli na ślad jej cząstkowego nośnika. Dlatego obecna wersja modelu standardowego nie uwzględnia grawitacji, chociaż wielu badaczy pozostaje przekonanych, że hipotetyczny grawiton może kiedyś zostać odkryty.
Mamy za to inną ważną cząstkę, zarejestrowaną przez Wielki Zderzacz Hadronów latem 2012 roku, a przewidzianą przez model standardowy znacznie wcześniej. Jedną ze wskazówek dla teoretyków był problem, o którym już wspomniałem: mamy pełno bliźniaczych cząstek materii, które z jakiegoś powodu różni wyłącznie wartość masy. Kilkadziesiąt lat temu Robert Brout, François Englert i Peter Higgs doszli do wniosku, że całą przestrzeń wypełnia dodatkowe, nieznane pole kwantowe. To, co interpretujemy jako zjawisko masy, było ich zdaniem wynikiem działania tego pola na zanurzone w nim cząstki.
Możesz myśleć o tym polu, jak o rynku w Krakowie, wypełnionym chmarą natrętnych ulotkarzy. Każda cząstka radzi sobie w tych warunkach na swój sposób. Niektóre (foton, gluon i hipotetyczny grawiton) to zaprawieni w bojach mieszkańcy, którzy w ogóle nie zauważają ulotkarzy i śmigają przez centrum z prędkością światła w próżni. Inne (np. elektron) zawsze wezmą z litości kilka reklam, co nieznacznie spowolni ich ruch. Jeszcze inne zbierają po kolei każdą ulotkę, rzucają grosika bezdomnemu, a na koniec wdają się w rozmowę z miłą panią z jakiejś fundacji. Męczą się niemiłosierne, brnąc przez przestrzeń z gracją bąbla powietrza w słoju miodu.
Ten mechanizm nadawania masy został później nazwany mechanizmem Higgsa, wszechobecne pole polem Higgsa, a kwant tego pola (natrętny ulotkarz) bozonem Higgsa. (Media wolą stosować bardziej szokujący termin boska cząstka. Jego pomysłodawca – noblista i autor cudownych książek Leon Lederman – później mocno żałował, że podsunął pismakom tę nazwę). Bez higsonu i zjawiska masy, wszechświat byłby znacznie mniej zróżnicowany, a wszystkie cząstki rozbiegłyby się w różnych kierunkach z prędkością światła.
To wszystko? Lokatorzy modelu standardowego w komplecie?
Model standardowy uważany jest za jedno z największych osiągnięć XX-wiecznej fizyki, pozostaje obecny w każdym podręczniku i bardzo pomógł w zebraniu postrzępionych skrawków wiedzy o materii oraz oddziaływaniach. Pomimo to, w środowisku naukowym panuje dość zgodna opinia, że jest on… dziurawy. A przynajmniej niekompletny.
Wiesz już chociażby, że model standardowy nie uwzględnia nieszczęsnej grawitacji. Niektórzy zastanawiają się też nad tym, czy bozon Higgsa jest tylko jeden, czy może występuje w kilku wariantach. Podobnie, wielu fizyków poszukuje kolejnej wersji neutrina, nazywanego neutrinem sterylnym. Niewykluczone też, że cała “fermionowa” część tabelki posiada dodatkową kolumnę – czwartą generację cząstek, na razie zbyt ciężkich dla naszych akceleratorów.
Wreszcie, nie wiadomo, co dalej z ciemną materią, której jest przypuszczalnie pięć razy więcej od materii “świecącej” i która kształtuje kosmos w skali galaktycznej. Jej budulcem mogłaby być nieznana rodzina cząstek. Bardzo masywnych, ale nieodczuwających oddziaływania elektromagnetycznego, a przez to zupełnie niewidzialnych. Jeżeli któraś z wielu prób upolowania ciemnych cząstek zakończy się w końcu sukcesem, model z całą pewnością ulegnie znaczącej rozbudowie albo przebudowie.
Z tych i wielu innych powodów nie możemy czuć się w pełni usatysfakcjonowani. Jednocześnie, samo to, że widzimy te wszystkie luki i wiemy z grubsza, czego powinniśmy szukać, już stanowi jakąś wartość. Dzięki wskazówkom modelu standardowego teoretycy potrafili przewidzieć chociażby istnienie kwarków wysokich oraz bozonów Higgsa, na wiele lat przed ich detekcją. Błądząc po nieznanym terenie, wybrakowana mapa jest lepsza niż żadna, bo przynajmniej wskazuje, czego nie wiemy.
Kiedy więc następnym razem usłyszysz od kogoś narzekania, że fizyka to same skomplikowane równania – pamiętaj, że nie ma racji. To również skomplikowane tabelki.
A TAK W OGÓLE TO… Nazwa modelu standardowego powstała samorzutnie, kiedy nikt nie myślał o nadaniu temu wszystkiemu jakiegoś barwniejszego tytułu. Fizycy lat 70. po prostu odkrywali sobie kolejne cząstki i zależności, zauważając w publikacjach, że ładnie pasują do przewidywanych “standardów”. I tak już zostało. Ale niektórzy badacze nie dają za wygraną. Przykładowo noblista Frank Wilczek używa w swoich książkach sformułowania teoria rdzenia. Trzeba przyznać, brzmi intrygująco.
W artykule jest fundamentalny błąd. Na zdjęciu to nie jest krakowski rynek 😉
Poza tym — patrzę na te dwie tabelki i ciekaw jestem, jak ta mniejsza będzie wyglądała za 50 lat…
No tak, to zmienia postać rzeczy i podważa wiarygodność opisanych zdarzeń. 😉
Gdyby to był przeciętny portal, już rozpętałaby się na ten temat niekończąca się dyskusja pełna tasiemcowych wątków rozbiegających się we wszystkie strony. Na szczęście nie jest…
No i powstał artykuł pełen, którego nie powstydziłoby się kwantowo. Zdanie “Męczą się niemiłosierne, brnąc przez przestrzeń z gracją bąbla powietrza w słoju miodu” mnie rozbroiło, nigdy nie widziałem tak plastycznego przedstawienia zjawiska masy. Gwoli uzupełnienia dodam, że bozonów cechowania jest przynajmniej 13, gdyż gluonów jest 8 rodzajów (ale pewnie nie chciałeś męczyć czytelników kolorami).
Może pierwiastków nie ma powabnych, ale za to są szlachetne!
Układ okresowy pierwiastków odpowiada też na różne gusta muzyczne bo mamy w nim metale, półmetale i niemetale. Także chemia > fizyka 😉
Nie zdawałem sobie sprawy jak niewielka liczba cząstek buduje naszą rzeczywistość. To naprawdę robi wrażenie. Ale czy ktoś wie, dlaczego akurat trzy generacje fermionów są potrzebne? Może to jakaś “kosmiczna ekonomia”? No i dlaczego nie mamy generacji bozonów? Tzn wiem, że foton nie ma masy, ale już bozony w i z teoretycznie mogłyby posiadać cięższe wersje.
Kosmiczna ekonomia, uwielbiam to określenie! Ale serio, pytanie o trzy generacje fermionów jest jak najbardziej zasadne. Na razie odpowiedź brzmi: „Bo tak działa natura”. Modele fizyki poza standardowym (np. teoria strun) próbują tłumaczyć, dlaczego, ale dowodów brak. A co do generacji bozonów – to trochę jak pytanie, dlaczego mamy tylko jeden typ światła widzialnego (foton), a nie jego „ciężkie” wersje. Cięższe bozony byłyby po prostu bardzo nietrwałe.
Bozony W i Z akurat są właśnie tymi cięższymi wersjami. Mają masę sporego jądra atomowego, co powoduje, że momentalnie się rozpadają. Może i lepiej, bo wyobraźmy sobie chemię z neutrinami walencyjnymi.
Warto od czasu do czasu przypomnieć sobie podstawy, bo człowiek wszystko pomału zapomina jeśli nie używa regularnie tej wiedzy. Faktycznie wpis w znanym, dobrym stylu. A czy pod szyldem Kwantowo czy JakoTako — who cares?
😉
Pełna zgoda. Poza tym mile mnie zaskoczyła liczba wstawionych komiksów — sporo, ale nie za dużo. No i miło, że widać twarze znajome z Kwantowo.pl 🙂
Ale to, że nie znamy całości ma swoje ogromne zalety — życie w świecie który jest nam znany byłoby nudne.
Świetny tekst, tym bardziej dla mnie wartościowy, że dopiero powoli wkraczam w świat fizyki cząstek, więc takie usystematyzowane pokazanie podstaw modelu standardowego jest bardzo cenne.