Rosja wie­lo­krot­nie dała dowód swojej despe­ra­cji, podczas toczą­cej się wojny za naszą wschod­nią granicą. Tym razem mini­ster obrony Sergiej Szojgu zaczął wydzwa­niać do swoich odpo­wied­ni­ków z Wiel­kiej Bry­ta­nii, Turcji oraz Francji, oskar­ża­jąc Ukrainę o zamiar zde­to­no­wa­nia brudnej bomby. Tego typu sier­mięż­ne akty pro­pa­gan­dy nie robią już chyba na nikim wra­że­nia, ale sam koncept radia­cyj­nej broni maso­we­go rażenia nie jest nowy i zasłu­gu­je na słowo wyjaśnienia.

Przede wszyst­kim, nie mamy tu do czy­nie­nia z typem broni nukle­ar­nej. Użyciu brudnej bomby, czy też bomby radia­cyj­nej, nie towa­rzy­szy energia pocho­dzą­ca z łań­cu­cho­wej reakcji roz­sz­cze­pie­nia jąder atomów, a efektem jej użycia nie będzie wido­wi­sko­wy grzyb atomowy.

Budna bomba jest słabsza od broni jądrowej?

Celem takich ładun­ków nie jest więc wywo­ła­nie potęż­nej fali ude­rze­nio­wej i zrów­na­nie miasta z ziemią, lecz ska­że­nie obszaru. Kon­kret­niej roz­sia­nie w prze­strze­ni wyjąt­ko­wo paskud­nych sub­stan­cji emi­tu­ją­cych pro­mie­nio­wa­nie joni­zu­ją­ce. W prak­ty­ce mogą być to radio­izo­to­py sta­no­wią­ce odpad ener­ge­ty­ki lub prze­my­słu jądro­we­go. Brudna bomba nie zawiera samego uranu lub plutonu, lecz zbior­nik z pro­duk­ta­mi roz­sz­cze­pie­nia tych pier­wiast­ków (np. stront Sr-90, kobalt Co-60, cez Cs-137, ameryk Am-241). Za samą eks­plo­zję odpo­wia­da nato­miast kon­wen­cjo­nal­ny mate­riał wybuchowy.

Brudna bomba wybucha
W przy­pad­ku brud­nych bomb, kon­wen­cjo­nal­nej eks­plo­zji towa­rzy­szy wyrzut mate­ria­łów promieniotwórczych.

Dostęp do sub­stan­cji radio­ak­tyw­nych jest obecnie nie­mal­że powszech­ny. Odpo­wied­nie pier­wiast­ki są obecne w wielu labo­ra­to­riach, podczas nie­któ­rych zabie­gów medycz­nych, w prze­my­śle wydo­byw­czym i rzecz jasna, w zużytym paliwie jądro­wym, którego pod dostat­kiem ma każdy podmiot dys­po­nu­ją­cy jakim­kol­wiek reak­to­rem. Właśnie z powodu tej dostęp­no­ści oraz dość pry­mi­tyw­nej kon­struk­cji, brudna bomba poten­cjal­nie może posłu­żyć bied­niej­szym krajom oraz orga­ni­za­cjom ter­ro­ry­stycz­nym. Jed­no­cze­śnie, nie należy ona do arse­na­łu (przy­naj­mniej ofi­cjal­ne­go) żadnej armii cywi­li­zo­wa­ne­go świata.

Rzecz jasna, użycie tego oręża przy­nie­sie opóź­nio­ny, ale dłu­go­trwa­ły efekt. Radio­ak­tyw­ne atomy skażą oko­licz­ną ziemię i wodę na dekady. To, na jak długo zależy od użytego mate­ria­łu i jego poło­wicz­ne­go okresu rozpadu. W przy­pad­ku cezu Cs-137 będzie to na przy­kład 30 lat.

A gdyby tak połączyć bombę brudną z jądrową?

Czysto teo­re­tycz­nie ist­nie­je opcja skon­stru­owa­nia bomby “dwa w jednym”, czyli ładunku jądro­we­go lub ter­mo­ją­dro­we­go, oto­czo­ne­go radio­ak­tyw­ną sub­stan­cją w celu dodat­ko­we­go ska­że­nia ogrom­nych połaci tery­to­rium wroga. Nie­dłu­go po zakoń­cze­niu II wojny świa­to­wej przed tego typu pomy­sła­mi prze­strze­gał Leó Szilárd. Węgier­ski fizyk wie­dział, że gdyby wypo­sa­żyć zwykłą bombę jądrową w płaszcz kobal­to­wy, wyzwo­lo­ne neu­tro­ny pobu­dzi­ła­by jądra Co-60 do emisji wyjąt­ko­wo prze­ni­kli­we­go i śmier­cio­no­śne­go pro­mie­nio­wa­nia gamma. 

Na szczę­ście, do dziś nikt nie odważył się zre­ali­zo­wać tak nisz­czy­ciel­skie­go pro­jek­tu. Jednak groźba powsta­nia małych brud­nych bomb – choćby na użytek ter­ro­ry­stów – nigdy do końca nie znik­nę­ła. Handel mate­ria­ła­mi pro­mie­nio­twór­czy­mi nie jest już ściśle kon­tro­lo­wa­ny, a rządy państw zdają sobie sprawę, że mimo wszel­kich środków ostroż­no­ści, nie­bez­piecz­ne ładunki czasem… znikają. Ame­ry­kań­ska Komisja Regu­la­cji Jądro­wych (NCR) twier­dzi, że w samych Stanach Zjed­no­czo­nych każdego roku ginie lub zostaje skra­dzio­nych nawet 250 zapie­czę­to­wa­nych źródeł radia­cji. Agencja uspo­ka­ja, że więk­szość z nich w końcu zostaje odzy­ska­na, jednak problem jak naj­bar­dziej ist­nie­je, a jego skala bynaj­mniej nie maleje.

NUKLEARNI ZŁOMARZE… Zgu­bio­ne lub porzu­co­ne odpady radio­ak­tyw­ne oczy­wi­ście nie zawsze tra­fia­ją w ręce ter­ro­ry­stów. W 1987 roku dwóch drob­nych zło­dziei wtar­gnę­ło do opusz­czo­ne­go szpi­ta­la w bra­zy­lij­skiej Goiânii, wywożąc tacz­ka­mi złom i stary sprzęt. Nie wie­dzie­li, że jeden z meta­lo­wych pojem­ni­ków zawie­rał nie­bez­piecz­ny chlorek cezu. Incy­dent zakoń­czył się śmier­cią czte­rech osób: dwóch pra­cow­ni­ków zło­mo­wi­ska, gdzie roze­bra­no obiekt, żony wła­ści­cie­la (dostała ory­gi­nal­ny, świe­cą­cy pier­śio­nek) oraz jego 6‑letniej córki.

Kategorie: