Lista relacji, jakie nawiązał na różnych etapach swojego życia Albert Einstein, zawstydziłaby niejednego współczesnego celebrytę. Trudno byłoby zliczyć wszystkich naukowców, z którymi sławny fizyk zetknął się na kolejnych konferencjach, wykładach, zjazdach, bankietach i wreszcie w uczelnianych gabinetach. Byli też i tacy, z którymi noblista utrzymywał żywy kontakt korespondencyjny, o czym świadczy doprawdy imponująca baza zachowanych listów – o treści czysto zawodowej, kurtuazyjnej, światopoglądowej, ale nierzadko zupełnie prywatnej.
Przy tak bujnym życiu towarzyskim i licznych podróżach, w życiorysie Einsteina w naturalny sposób pojawiały się postacie z każdego zakątku globu – w tym także uczeni urodzeni pochodzący z naszego kraju. Na liście znajdują się zarówno największe tuzy polskiej fizyki, jak i nazwiska, o których wielu z was prawdopodobnie nawet nie słyszała.
Leopold Infeld
Pierwszy raz obaj panowie zetknęli się podczas studiów Infelda w Berlinie. W latach 1920–1921 Polak przebywał na Uniwersytecie Humboldtów, gdzie zgłębiał tajniki opublikowanej zaledwie kilka lat wcześniej ogólnej teorii względności. Jego praca doktorska, którą bronił po powrocie do Krakowa pod kierunkiem Władysława Natansona (zresztą również zaznajomionego z Einsteinem), dotyczyła Fal świetlnych w teorii względności. Był to jednocześnie jeden z pierwszych polskojęzycznych artykułów dotykających zagadnienia einsteinowskiej wizji czasoprzestrzeni.
Pod koniec lat 30. Leopold Infeld przebywał w amerykańskim Princeton, gdzie po emigracji z Niemiec wylądował również Einstein. Niespełna 40-letni naukowiec dostał się do najbliższego kręgu współpracowników noblisty i wraz z Baneshem Hoffmannem, we trzech stworzyli zgrany zespół rozwijający nową teorię grawitacji oraz różniczkowe równania ruchu. Poza tym, w 1938 roku Einstein i Infeld wspólnie wydali popularnonaukowy bestseller pod tytułem Ewolucja fizyki, wielokrotnie wznawiany i do dziś pozostający doskonałym wprowadzeniem dla laików.
Do końca życia będę nosił stempel współpracownika Einsteina. Denerwował mnie ten stempel często. Dzisiaj jestem z niego dumny
Leopold Infeld w książce Moje wspomnienia o Einsteinie
Po latach rozwijania kariery naukowej za granicą, w 1950 roku Infeld powrócił do ojczyzny, która podnosiła się z ruiny po II wojnie światowej. Kierowany przez niego Instytut Fizyki Teoretycznej na Uniwersytecie Warszawskim był jedynym w Polsce i tej części Europy, gdzie intensywnie pracowano nad teorią względności i pomyślnie ją rozwijano. Pod skrzydłami Leopolda wykształciło się kolejne pokolenie wybitnych fizyków, w tym Andrzej Trautman (znany z prac nad falami grawitacyjnymi) i Jerzy Plebiański.
Myron Mathisson
Urodzony w stolicy polsko-żydowski teoretyk, już jako doktorant na Uniwersytecie Warszawskim zwracał na siebie uwagę interesującymi publikacjami z zakresu wirowania ciał oraz dynamiki elektronu w polu grawitacyjnym.
Obaj mężczyźni nawiązali listowny kontakt w 1929 roku, kiedy to świeżo upieczony doktor wytknął Einsteinowi kilka błędów rachunkowych. Noblista nie zapomniał o śmiałości uzdolnionego młodzieńca i sześć lat później próbował ściągnąć go pod swoje skrzydła do amerykańskiego Instytutu Badań Zaawansowanych w Princeton – co nie wypaliło. Z wielką stratą dla Mathissona, który nie potrafił nigdzie zagrzać na dłużej miejsca, tułając się między Paryżem, rosyjskim Kazaniem (skąd uciekł przed stalinizmem) i Cambridge, gdzie poznał innego sławnego naukowca, Paula Diraca.
Pomimo tego, Einstein nadal wierzył w Polaka, polecając jego angaż Uniwersytetowi Hebrajskiemu w Jerozolimie. Do tego jednak również nie doszło, z uwagi na przedwczesną śmierć Mathissona, którego w wieku 42 lat zabrała gruźlica.
Jakub Laub
Pochodzący z Rzeszowa Jakub Laub zdobywał szlify na kilku uczelniach, w tym w Wiedniu, Krakowie, Getyndze oraz Würzburgu. Pośród jego nauczycieli znaleźli się najbardziej cenieni matematycy i fizycy swojej epoki: Wilhelm Wien, David Hilbert, Karl Schwarzschild czy Herman Minkowski.
Jest całkiem prawdopodobne, że Laub był pierwszym urodzonym w Polsce fizykiem, który dostrzegł potencjał wydanej w 1905 roku szczególnej teorii względności i zaczął się do niej odwoływać. Nie był to przypadek, ponieważ promotor jego doktoratu – wspomniany Wilhelm Wien z Würzburga – należał do redakcji periodyku Annalen der Physik, gdzie Einstein opublikował swoją pionierską pracę. Wkrótce Polak złapał bakcyla i samodzielnie napisał trzy artykuły odnoszące fizykę relatywistyczną do optyki ciał w ruchu. Niedługo później, podczas wizyty w Bernie, 24-latek odwiedził niewiele starszego Alberta w urzędzie patentowym, gdzie (co zaskoczyło Lauba) geniusz wciąż zarabiał na chleb.
Fizycy szybko znaleźli wspólny język i opublikowali wspólnie dwie prace dotyczące elektromagnetyzmu. Wkrótce Einstein zarekomendował koledze przyjęcie pracy w Heidelbergu u boku uznanego Philippa Lenarda. Była to ironia losu, bowiem Lenard okazał się najgorętszym przeciwnikiem rewolucyjnej teorii względności, a po dojściu Hitlera do władzy, równie fanatycznym zwolennikiem „nauki aryjskiej”.
Nic dziwnego, że Laub musiał szybko wynieść się z Heidelbergu i podobnie do Mathissona miał problem ze znalezieniem godnej posady. Przez pewien czas przebywał na wydziale fizyki w argentyńskim Uniwersytecie w Buenos Aires. Ostatecznie pod koniec lat 40. XX wieku wrócił do Niemiec, gdzie tarapaty finansowe zmusiły go do sprzedania części korespondencji z Einsteinem, który cieszył się już statusem ikony.
Marian Smoluchowski
W XIX stuleciu Robert Brown zauważył, że pyłki zawieszone w cieczy lub gazie dokonują ciągłych ruchów, niemożliwych do ujęcia w jasny wzór. Jednak wbrew nazwie, ruchy Browna, o których uczymy się w szkole, zostały poprawnie wyjaśnione znacznie później. Matematycznego opisu chaotycznych ruchów drgających cząstek dokonali niezależnie od siebie Albert Einstein oraz wykładający na Uniwersytecie Jagiellońskim Marian Smoluchowski. I choć wschodzący gwiazdor fizyki wyprzedził Polaka o kilka miesięcy, publicznie doceniał jego metodę statystyczną oraz wkład w rozwiązanie tego, wcale nie tak błahego problemu.
W tym przypadku relacja nigdy nie weszła na głębszy poziom, ale uczeni utrzymywali korespondencję, w której dyskutowali nad wnioskami wyciąganymi z kolejnych doświadczeń. Kiedy polski profesor zmarł przedwcześnie na czerwonkę, to właśnie Einstein napisał na jego cześć laudację pogrzebową, zamieszczoną na łamach Naturwissenschaften.
Mieczysław Wolfke
Urodzony w Łasku Mieczysław Wolfke z wykształcenia był fizykiem, choć w historii zapisał się przede wszystkim, jako utalentowany wynalazca. Opatentowany przez niego w 1900 roku „przyrząd do elektrycznego, bezprzewodowego przekazu obrazu”, nazwany telektroskopem, do dziś bywa uważany za pierwowzór późniejszego telewizora.
Z Einsteinem Polak po raz pierwszy zetknął się, gdy obaj przebywali w Szwajcarii. W 1913 roku Wolfke doktoryzował się, a następnie uzyskał habilitację w renomowanej Politechnice Federalnej w Zurychu. Parę recenzentów jego pracy stanowili Pierre Weiss i nie kto inny, jak 34-letni autor teorii względności. Trudno powiedzieć, jaka była zażyłość obu uczonych, ale mamy pewność, że relacja nie została urwana. Świadczy o tym jeden z zachowanych listów, w którym to Einstein odzywa się do Wolfkego (wtedy wykładowcy Politechniki Warszawskiej) napisany latem 1946 roku – kilka miesięcy przed śmiercią tego drugiego.
Maria Skłodowska-Curie
Oczywiście nie mogło zabraknąć tu wzmianki o dwukrotnej noblistce, której nazwisko – jako jedyne z tej listy – mogło konkurować pod względem rozpoznawalności z ojcem teorii względności. Z tego co wiemy, pierwsze spotkanie Marii Skłodowskiej-Curie i Alberta Einsteina w cztery oczy miało miejsce w 1909 roku, kiedy to przy okazji celebrowania 350. rocznicy powstania Uniwersytetu Genewskiego, obojgu wręczono tytuły honoris causa. Bliższe relacje udało im się nawiązać jednak dopiero dwa lata później, podczas historycznego, pierwszego kongresu Solvaya w Brukseli. Przypomnijmy, że Skłodowska była w tamtym czasie jedyną kobietą zapraszaną na tego typu elitarne zgromadzenia.
Mniej więcej od tego momentu para wybitnych uczonych pozostawała w serdecznej relacji, wykraczającej poza kwestie czysto naukowe. W 1911 roku starsza koleżanka napisała na prośbę Einsteina list rekomendacyjny, w którym popierała jego kandydaturę na stanowisko profesora na Politechnice w Zurychu. Razem działali też w Międzynarodowej Komisji Współpracy Intelektualnej przy Lidze Narodów (taki prototyp UNESCO). Jednak najlepiej o wzajemnym szacunku i wsparciu tych dwojga świadczy reakcja Einsteina na skandal obyczajowy, dotyczący romansu owdowiałej Marii z żonatym Paulem Langevinem. Słysząc o napastliwych nagłówkach w francuskiej prasie, Albert pisał do Polki w następujący sposób:
Tak rozgniewał mnie sposób, w jaki motłoch waży się Panią atakować, że bezwzględnie musiałem dać upust swemu oburzeniu. (…) Chciałbym Pani powiedzieć, że bardzo podziwiam Pani wytrwałość, energię i uczciwość. Cieszę się, że poznałem Panią osobiście w Brukseli. (…) To wspaniale, że wśród nas znajdują się ludzie tacy jak Pani, jak Langevin, prawdziwe istoty ludzkie, w których towarzystwie można odczuwać radość. Jeśli motłoch nadal będzie Panią atakować, proszę po prostu przestać czytać te bzdury.
Praga, 23 listopada 1911 roku
Fizyk nie szczędził Skłodowskiej również publicznych pochlebstw, wymieniając ją zawsze wśród najbardziej inspirujących osób, jakie miał okazję poznać. W tym wszystkim niezwykły pozostaje fakt, że chociaż Skłodowska i Einstein utrzymywali kontakt wiele lat, znali się osobiście i spotykali przy najróżniejszych okazjach, nigdy nie porzucili konwenansów i nie zaczęli zwracać się do siebie po imieniu.