Każda kuchnia to w pewnym sensie małe, domowe laboratorium. Z kolei sam proces gotowania to nic innego, aniżeli ciąg prostych fizyczno-chemicznych eksperymentów. Nie dziwi więc, że obserwacje zwykłych potraw oraz pospolitych kulinarnych czynności, tak często naprowadzały (i nadal naprowadzają) uczonych na trop zupełnie poważnych zjawisk, procesów i hipotez.
Łamanie makaronu
Zacznijmy z przytupem, od noblisty i konesera bongosów, Richarda Feynmana. Z biografią sławnego fizyka wiąże się wiele ciekawych anegdot, a jedna z bardziej pouczających dotyczy… spaghetti. Rzecz miała miejsce podczas kolacji, na którą naukowiec spędził ze swoim kumplem – informatykiem z MIT – Danielem Hillisem.
Podobno panowie nie mogli znaleźć w kuchni dosyć dużego gara, żeby zmieścić w nim długi makaron, więc podjęli męską decyzję o jego połamaniu (łamiąc przy okazji serca milionom Włochów). Przy tej prozaicznej czynności Feynman spostrzegł, że spaghetti pęka w bardzo specyficzny sposób. Gdybyśmy zostali zapytani, jak powinno wyglądać pęknięcie długiej, sztywnej tyczki, zapewne odpowiedzielibyśmy, że mniej więcej w połowie złamie się na dwie części. Tymczasem przypadkowa obserwacja wykazała, że sucha nić makaronu z jakiegoś powodu, najczęściej rozpada się na trzy kawałki. Hillis wspomina, że tamtego wieczoru połamali jeszcze wiele paczek spaghetti, ale ani nie wyjaśnili dziwnego zjawiska, ani nie zaspokoili apetytu.
Makaronowa zagadka stała się realnym przedmiotem badań fizycznych, ale przekonująca odpowiedź pojawiła się dopiero w 2005 roku, siedemnaście lat po śmierci Feynmana. Francuzi Basile Audoly oraz Sébastien Neukirch stwierdzili, że rozwiązanie kryje się na etapie prostowania, tuż po wystąpieniu pierwszego pęknięcia. W pobliżu przytrzymywanej końcówki, nitka prostowała się szybciej niż na innych odcinkach, co tworzy dość silną falę prowadzącą – zależnie od długości i grubości obiektu – do kolejnych złamań.
Paradoks liści herbaty
Był Feynman, to teraz dajmy szansę Albertowi Einsteinowi. Nazwisko tego legendarnego uczonego kojarzymy głównie z wielkimi rozważaniami nad naturą czasoprzestrzeni, jednak i jemu zdarzało się pochylać nad całkiem przyziemnymi problemami. Tak było w 1926 roku, kiedy opublikował artykuł opisujący zachowanie liści w filiżance herbaty (zawstydzając tym samym herbaciarzy-Brytyjczyków).
Einsteina zastanawiała skłonność listków do zbierania się pośrodku wirującej wody. Przecież siła odśrodkowa powinna raczej wypychać je ku brzegom naczynia. Fizyk doszedł do wniosku, że rozwiązania należy szukać nie na powierzchni płynu, lecz w głębi. Tarcie herbaty o dno filiżanki wywołuje zmiany w ciśnieniu, które tłumi siłę wiru i ściąga listki do środka.
Niby nic wielkiego, ale ta skromna obserwacja przełożyła się na dziesiątki prac z zakresu fizyki atmosfery, hydrologii, a nawet medycyny. Przykładowo, w 2007 roku herbaciana fizyka zainspirował Australijczyków do opracowania nowatorskiej metody szybkiej i wydajnej separacji osocza krwi na poziomie mikroskopowym.
Jak szybko rozchodzi się dźwięk w serze?
W 1999 roku grupa hiszpańskich naukowców – Antonio Mulet, Jose Benedito, José Bon oraz Carmen Rossello – postawiła sprawdzić, czy da się określić zmiany temperatury wnętrza sera, poprzez przepuszczenie przez nią fal dźwiękowych o niskiej częstotliwości. Eksperymenty przeprowadzone na bryle angielskiego czedaru wykazały, że jak najbardziej. Z publikacji zamieszczonej na łamach Journal of Food Science możemy się dowiedzieć, że w temperaturach od 0°C do 35°C prędkość ultradźwięków wahała się od 1590 do 1696 m/s. Autorzy ustalili również, że głównym czynnikiem jest topienie tłuszczu.
Wbrew pozorom nie była to zabawa, lecz pokaz możliwości bardzo praktycznej metody bezinwazyjnej kontroli struktury sera, która rzeczywiście znalazła zastosowanie u niektórych producentów wysokojakościowej żywności. Hiszpanie zostali także docenieni przez komisję Ig Nobli (czyli tych śmieszniejszych Nobli), otrzymując wyróżnienie w dziedzinie chemii za rok 2006.
Spadające tosty z masłem
O ile nie każdy zdaje sobie sprawę ze specyficznego pękania nitek spaghetti, o tyle nie ma chyba osoby, która na pewnym etapie życia nie zadała sobie pytania: dlaczego ta cholerna kanapka musiała spaść ze stołu akurat posmarowaną stroną ku podłodze? Kwestię tę ze śmiertelną powagą potraktowali uczeni z Manchesteru, oglądając dla dobra nauki aż sto upadków tostów z masłem.
Brytyjczycy potwierdzili, że chleb rzeczywiście znacznie chętniej ląduje górą do dołu, ale jednocześnie obalili najprostsze wytłumaczenie tego zjawiska, zgodnie z którym znaczenie miałby większy ciężar posmarowanej powierzchni. Standardowa warstwa masła (czy czegokolwiek czym urozmaicacie sobie śniadanie) nie ma praktycznego wpływu na przebieg lotu tostu. Zdaniem autorów badania, głównym winowajcą jest stół – a dokładniej jego wysokość. Strącona z blatu kromka obraca się w powietrzu, a dystans około 1 metra to akurat tyle, żeby zdążyła zmienić swoją pozycję o 180 stopni i plasnąć swoją górą (zwykle posmarowaną) w parkiet. Gdybyśmy mocno zwiększyli wysokość stołu, powiedzmy do trzech metrów, tost zdołałby wykonać pełny obrót i statystycznie częściej lądowałby masłem do góry. Niestety wygoda korzystania z takiego stołu stoi pod dużym znakiem zapytania.
Twierdzenie o pizzy
Przejdźmy teraz do spraw naprawdę poważnych. Jak dokonać sprawiedliwego podziału pizzy? Nie jest to problem, jeśli uda nam się zlokalizować sam środek kolistego ciasta i wszystkie linie przeprowadzimy przez ten punkt. Ale co w momencie, kiedy się pomylimy, dokonując kiepskiego pierwszego cięcia?
O mniejsze rzeczy wybuchały bójki, na szczęście tu z pomocą przychodzi matematyczne twierdzenie o pizzy. Zgodnie z nim, żeby uratować sytuację wystarczy podzielić koło na osiem lub większą (ale koniecznie podzielną przez cztery) liczbę fragmentów, tak żeby wszystkie linie przecinały się w jednym punkcie w obrębie koła. I voilà! Powierzchnia kawałków 1, 3, 5 i 7 równa się powierzchni fragmentów oznaczonych 2, 4, 6 i 8. Formalnego potwierdzenia powyższego twierdzenia dostarczyli Rick Mabry i Paul Deiermann w artykule z 2009 roku pt. O serze i cieście: dowód na teorię pizzy i inne smaczne rezultaty.
Podobno metoda sprawdza się równie skutecznie w przypadku każdego gatunki pizzy, a nawet okrągłego ciasta z nałożonym ananasem.
Lody Mpemby
Erasto Mpemba był tanzańskim nastolatkiem, który dorabiał sprzedając lody i przeszedł do historii zabijając ćwieka fizykom. Afrykańczyk zauważył, że kiedy dla zaoszczędzenia czasu wsadzał do zamrażarki mleczną mieszaninę jeszcze ciepłą, bez czekania na jej ostygnięcie, zamarzała ona ona szybciej niż zwykle. Tak naprawdę ową nielogiczność opisywali już wcześniej Arystoteles i Kartezjusz, ale dopiero Mpemba zwrócił na nią uwagę współczesnej nauki. W przekuciu prostej obserwacji w poważną publikację pomógł młodzieńcowi, przebywający w okolicy brytyjski nauczyciel i dyplomata, Denis Osborne. “Nazywam się Erasto B. Mpemba i mam zamiar opowiedzieć o moim odkryciu, które było spowodowane niewłaściwym użytkowaniem lodówki…” – głosiło pierwsze zdanie artykułu z 1969 roku.
Mpemba i Osborne raczej nie sądzili, że sformułowany przez nich problem, będzie rozważany jeszcze długo po ich śmierci. Tymczasem efekt Mpemby wraca jak bumerang, towarzysząc kolejnym hipotezom z zakresu termodynamiki i przemian fazowych, publikowanym m.in. na łamach Nature, Physical Review, czy PNAS – ograniczając się jedynie do niedawnych numerów najbardziej renomowanych branżowych periodyków. Kto by pomyślał, że zwykłe lody i na pozór pospolite zjawisko zamarzania, okażą się taką zmorą dla teoretyków, nawet w XXI wieku?